Od Lwowa do Jeleniej Góry
  Sylwetki Lwowskie
 
Zawartość tej strony:
Jan III Sobieski
Jan Nepomucen Kamiński
Aleksander hr. Fredro
Ludwik Kubala
Wojciech Kętrzyński
Eugeniusz Romer
Stanisław Matzke
Marian Hemar
Gen. Władysław Sikorski
Gen. Stanisław Maczek
Henryk Kustra
Błogosławiona Marcelina Darowska
gen. Roman Abraham
Paweł Roman Garapich wojewoda lwowski
Jerzy Prociuk
Jan Szczerepa
Antoni Szczepaniuk

 

Jan III Sobieski

Jak to? Lwowska sylwetka? Sylwetka mieszkańca Lwowa? Wiemy wszystko o hetmanie i królu, znamy Sobieskiego jako pisarza - literata. Jego listy do Marysieńki, pisane po francusku, od dawna są przetłumaczone i doczekały się wielu wydań książkowych, ale Sobieski jako lwowski batiar, to coś się nie mieści w głowie.
Co to znaczy „batiar”, to słowo tureckie początkowo dotyczyło uliczników, ale z czasem zmieniło znaczenie i objęło tych, którym na dźwięk słowa Lwów, mocniej biło serce.
Jak wyglądał Lwów w czasach Sobieskiego. Od Kazimierza Wielkiego granice Lwowa wyznaczały wały miejskie, biegnące wzdłuż Wałów Hetmańskich, ulicą Wałową, przez Podwale i Skarbkowską, by zejść się w miejscu, gdzie wybudowany został Teatr Skarbkowski, a jeszcze dwieście lat temu stał Niski Zamek pamiętający czasy Kazimierza Wielkiego. 
Do wałów przylegały ufortyfikowane kościoły Bernardynów i Matki Boskiej Śnieżnej. A poza wałami szeroko rozlewały się dwa przedmieścia: Halickie i Krakowskie, zbyt rozległe by doczekać się obwarowania i tu jak twierdze obwarowały się liczne kościoły i cerkwie, oraz żydowskie bożnice. 
Były tu nieistniejące już kościoły Znalezienia św. Krzyża, św. Stanisława, św. Michała, oraz kościoły św. Anny, św. Łazarza, Karmelitów i Benedyktynek oraz kościoły ormiańskie i cerkwie Bohojawlenia, św. Jura, św. Mikołaja, św. Teodora i wiele innych. 
Wzdłuż ulicy Szerokiej, obecnie Kopernika, ciągnęły się stawy i moczary, tam chodziło się na polowanie na kaczki. Nad Pełtwią były co najmniej trzy mostki i ponad dwadzieścia młynów, a w rzece bogactwo ryb.
W czasach Sobieskiego chyba jeszcze nie było batiarów, była napewno gawiedź miejska, ale to było co innego. Sobieski urodził się na zamku w Olesku i jak czytamy w książce o tym zamku, tłumaczonej z ukraińskiego, imię otrzymał po dziadku, Iwanie Danyło. 
W książce jest nawet ilustracja z portretem tego dziadka i jak to było wówczas w zwyczaju, portret był podpisany Johannes Danillowicz, bowiem szlachta polska, również ruskiego pochodzenia, używała powszechnie łaciny w oficjalnym życiu. Autorzy książki, podkreślając „ukraińskie” pochodzenie Sobieskiego, nie byli konsekwentni w swej propagandzie, nazywając Sobieskiego polskim kolonizatorem. Czy był kolonizatorem? napewno tak. Dbał o swój majątek w Żółkwi, Jaworowie i Olesku i obszary wyludnione po najazdach tatarskich kolonizował i rozwijał gospodarczo.
Ze Lwowem był związany z dziada, pradziada. Rodzice jego byli właścicielami majątku t.zw. jurydyki, pod Wysokim Zamkiem, noszącej nazwę „Sobieszczyzny” oraz kamienicy Korniaktowskiej w Rynku nr 6, połączonej z kamienicą przy ul. Blacharskiej. Nie trzeba Lwowiakom przypominać, że kamienica królewska była najpiękniejszą kamienicą w Rynku. Był to prawdziwy pałac magnacki.
Ojciec Jana, kasztelan krakowski, Jakub, często przebywał we Lwowie, ufundował tu kościół i klasztor Karmelitanek Bosych, w którym przed ostatnią wojną mieściło się seminarium łacińskie. Jakub Sobieski umarł we Lwowie w 1647 roku. 
Jako spadkobierca Jakuba, Jan Sobieski był obywatelem lwowskim. Wykształcony w Europie Zachodniej, oprócz znajomości łaciny i języka tureckiego, władał biegle francuskim i niemieckim. Posiadał szeroką wiedzę wojenną i polityczną. Rozumiał znaczenie Lwowa dla obrony Kresów, tym większe po utracie Kamieńca Podolskiego. Osobiście doglądał naprawy fortyfikacji, murów i baszt lwowskich, a przy tych okazjach zawiązywały się liczne znajomości z mieszkańcami Lwowa. 
W 1652 roku leżał dłuższy czas w swojej kamienicy, lecząc się z rany otrzymanej w pojedynku, a w siedem lat później, już jako chorąży koronny, ufundował dla żołnierzy szpital Bonifratrów na Łyczakowie.
Miesiąc miodowy z Marysieńką (1667), który trwał trzy miesiące spędził Sobieski we Lwowie. Gdy w 1674 roku został królem, był Sobieski nadal częstym mieszkańcem Lwowa. Chodził po mieście pieszo, doglądał wałów, przyjaźnił się z mieszczanami. Burmistrzem w tym czasie był we Lwowie poeta, Bartłomiej Zimorowicz, tak dobrze znany uczniom z górnego Łyczakowa.
A jeszcze niedawno wiadomo było gdzie król piechotą chodzi. Michał Korybut Wiśniowiecki, który mieszkał w pałacu arcybiskupim w Rynku pod nr 9, do katedry jeździł karocą.
Co w tym było niezwykłego? tylko to, że była to odległość wynosząca około 300 metrów.
Pod kierunkiem Sobieskiego, Jan Berens, ufortyfikował m.in. klasztor Karmelitów. Jeszcze w pierwszej połowie bieżącego stulecia, na resztkach murów od strony ul.Karmelickiej, widniały tarcze herbowe Sobieskich i Jabłonowskich, usunięte przez zaborców.
24 sierpnia 1674 roku na czele sześciotysięcznego wojska, w wąwozie pod Lesienicami, Sobieski odniósł wielkie zwycięstwo rozbijając kilkadziesiąt tysięcy Tatarów dowodzonych przez Ibrahima. Obronił Lwów i nie dopuścił do oblężenia, a we Lwowie czekała Marysieńka.
Dnia 1 kwietnia 1683 roku za pośrednictwem papieża podpisał z Austrią pakt przyjaźni i wzajemnej pomocy. W tymże roku z
e Lwowa wyruszył na odsiecz Wiednia. Wojsko polskie szło przez Śląsk, zaniechano wyproszenia austriackich urzędników i włączenia Śląska do państwa polskiego. Król polski objął naczelne dowództwo obrony Wiednia i obronił Austrię przed zalewem tureckim, za to Austria zamiast zwrócić Polsce Śląsk, który niebawem utraciła na rzecz Prus, przystąpiła do rozbiorów Polski, już w pierwszym rozbiorze zagarniając Lwów.
We Lwowie Sobieski czuł się swojsko i naturalnie, dlatego tak często przebywał w tym mieście, a miasto postawiło swojemu królowi pomnik, wykonany pod koniec dziewiętnastego wieku przez Tadeusza Barącza, lwowskiego Ormianina.
Byłem świadkiem jak za t.zw. drugich Moskali, po zdjęciu tablic z pomnika, przewodniczka informowała uczestników wycieczki z Rosji, czy też z Ukrainy - „oto Bohdan Chmielnicki”, bowiem Chmielnicki zawsze nosił strój polskiego szlachcica, nawet wtedy gdy na czele Kozaków był pod Lwowem w charakterze najeźdźcy.
Sobiescy mieli swoje rezydencje w Małopolsce Wschodniej, w Wilanowie, na Śląsku, również w Gdańsku.
Po ostatniej wojnie Sobieski opuścił swoje miasto i wyruszył w podróż po Polsce przez Warszawę, Wilanów do Gdańska, po drodze ukradli mu tablicę i ciągle oczekuje na jej zwrot.

„Królowi Janowi III - miasto Lwów”. 

Jan Nepomucen Kamiński

                                                                            Nie przestańcie wy uczeni
                                                                            Siać ziarna mądrości,
                                                                            Choć się teraz nie rozpleni,
                                                                            Zejdzie w potomności

Ten czterowiersz Jana Nepomucena Kamińskiego wyryto na jego pomniku nagrobnym w stulecie urodzin. Urodził się w Kutkorzu 27 października 1777 roku, umarł we Lwowie 5 stycznia 1855 roku i pochowany został na Cmentarzu Łyczakowskim. 150 lecie śmierci tego wielkiego niezwykłego pasjonata teatru polskiego pozostało niezauważone w Polsce. Należał do uczniów Wojciecha Bogusławskiego, ale uczeń przerósł mistrza.
Rozwój teatru polskiego, nastąpił dopiero w czasach panowania króla Stanisława Augusta Poniatowskiego po pierwszym rozbiorze. On też wspierał finansowo teatr Truskolaskich i Kazimierza Owsińskiego we Lwowie, pod zaborem austriackim, świadomy znaczenia teatru dla rozwoju kultury narodowej.
Pod koniec osiemnastego wieku, przez kilka lat występował we Lwowie Wojciech Bogusławski ze swoim zespołem, ponadto przewinęło się tu wiele zespołów, zarówno polskich, jak i niemieckich. Władze austriackie widziały w teatrze niemieckim narzędzie do zniemczania mieszkańców nowopowstałej Galicji, a że one bardzo liczyły się z pieniędzmi, tolerowały teatr polski, jako ten, który miał dofinansowywać scenę niemiecką. Bilety na przedstawienia polskie były trzykrotnie droższe.
Cesarz Józef II, chociaż był katolikiem, skasował w swoim państwie około 800 klasztorów i kościołów w celu pozyskania budynków na cele państwowe. Kasaty józefińskie we Lwowie objęły około 30 świątyń rzymskokatolickich, grekokatolickich oraz ormiańskich. W tej liczbie był stary kościół franciszkanów przy ulicy Teatyńskiej. Budynek kościelny został przerobiony na teatr niemiecki, częściowo udostępniany na przedstawienia polskie. W teatrze odbywały się również bale. Pewnego razu podczas tańców zarwała się podłoga i tancerze wpadli do podziemi na trumny, budząc w mieście powszechne zgorszenie.
Dyrektorem niemieckiego teatru i nadzorcą nad teatrem polskim był Czech, Franciszek Henryk Bulla. Może też atmosfera Lwowa przyczyniła się do tego, że nadzór ten nie był specjalnie uciążliwy.
Jan Nepomucen Kamiński, od 1809 do 1842 roku, przez 33 lata, był nie tylko aktorem, reżyserem i dramaturgiem, ale przede wszystkim antreprenerem, czyli przedsiębiorcą teatralnym, który zajmował się wszystkimi problemami teatru, poczynając od doboru repertuaru, angażowania aktorów, projektowania dekoracji itd. kończąc na finansach.
W tym czasie obok Kamińskiego, specjalnie dla teatru lwowskiego, pisali Aleksander hr. Fredro i Józef Korzeniowski, autor piosenki niegdyś bardzo popularnej „Czerwony pas”.
Lwowski teatr, mimo austriackiej cenzury, spełniał swoje zadanie w utrzymaniu świadomości narodowej. Do teatru chodziły księżniczki i panny służące, choć nie na te same miejsca, ale na te same przedstawienia, dzięki temu oddziaływanie teatru było powszechne i przyczyniało się do wzrostu kultury mieszkańców, znajomości języka i świadomości narodowej.
Mimo poważnych trudności finansowych, teatr prowadzony był niezwykle starannie, obszerny repertuar popularyzował światowy dorobek, miał dobrych aktorów i reżyserię, dobrze dobrane dekoracje i świetne efekty sceniczne, a przede wszystkim dorobił się zakochanej w nim licznej publiczności. Kamiński był tym, który utrwalił potrzebę i tradycję sceny polskiej we Lwowie. W ciągu 33 lat swojej działalności Jan Nepomucen Kamiński wystawił 750 tytułów. Jego dzieło nie ma sobie równego w historii teatru na świecie.

 Aleksander hrabia Fredro

KAWALER KRZYŻA VIRTUTI MILITARI

                                                “... gdy Napoleon, ów bóg wojny,
                                                Otoczon chmurą pułków, tysiącem dział zbrojny, 
                                                Wprzągłwszy w swój rydwan orły złote obok srebrnych, 
                                                Od puszcz Libijskich, latał do Alpów podniebnych,” .... 
Adam Mickiewicz był jeszcze dzieckiem, a Aleksander Fredro był już młodym oficerem ułanów napoleońskich i stałym bywalcem paryskich teatrów. Do wojska wstąpił w 1809 roku, gdy 18 żołnierzy księcia Józefa Poniatowskiego przegoniło ze Lwowa dwutysięczny garnizon austriacki. Odsłużył pięć lat, czas wystarczający by wejść w krąg braterski napoleończyków, w aureoli chwały napoleońskiego wiarusa...
“Wyjechaliśmy razem, nie z równych pobudek, Napoleon na Elbę, ja prosto do Rudek. Tęskniłem za obozem... nudziłem się przeto I żeby coś robić, zostałem poetą.”
Po paryskich doświadczeniach teatralnych, dzięki wrodzonemu talentowi, został polskim Molierem, twórcą i ojcem polskiej komedii. Był samoukiem, wykształcenie posiadał domowe, biegle mówił po francusku i po angielsku. Komedie jego pisane są jasnym i pięknym językiem, myślę, że bardziej nowożytnym niż język Mickiewicza. Jednak wtedy ani Fredro, ani Mickiewicz nie mogli rywalizować pod względem popularności z Tymkiem Padurą, którego “Hej, hej sokoły, omijajcie góry, lasy, doły" jeszcze dziś śpiewa cała Polska i Ukraina.
Początkowo Fredro pisał komedie wyłącznie dla teatru lwowskiego Jana Nepomucena Kamińskiego.
Lwów, też dostarczał mu nie tylko tematów, ale również typy ludzkie, które Fredro umiał genialnie podpatrywać.
Sam Fredro był w życiu aktorem. Rozwiódł żonę Stanisława hrabiego Skarbka (unieważnienie małżeństwa kościelnego w katolickiej Austrii prowadziły sądy świeckie, trwało to parę lat), ożenił się z nią, zakładając we Lwowie swoje szczęśliwe gniazdo.
Lwów w tym czasie wcale nie był podobny do tego, który my pamiętamy, był niewielkim miastem, było w nim już Ossolineum, sporo gazet i teatr, wkrótce w 1843 roku otwarto nowy teatr Stanisława hrabiego Skarbka, trzeci co do wielkości w Europie, miał 1460 miejsc, ale szkolnictwo podupadło i brakowało ludzi do kierowania pracami nad rozwojem miasta.
Trudno dziś zrozumieć, że w Galicji, która w 1918 roku dała Polsce niepodległej liczne kadry uzupełniające obsadę urzędów, banków, szkolnictwa niemal we wszystkich miastach polskich z Warszawą na czele, w czasie działalności społecznej Fredry brakowało ludzi z kwalifikacjami, wdrożonych i przygotowanych do zastąpienia Austriaków.
W liście do przyjaciela, napoleończyka, Józefa Grabowskiego, czynnego w Ziemstwie Kredytowym Wielkiego Księstwa Poznańskiego, prosi w 1841 roku o przysłanie kogoś kompetentnego do pracy w Towarzystwie Kredytowym we Lwowie, ale... “nie potrzebujemy fanfarona z długimi włosami, ani ministra z zadartym nosem, ale spokojnego, pracowitego buchhaltera”.
Tyle lat minęło i ciągle to jest aktualne, jak to pasuje do naszej rzeczywistości, wystarczy nastawić telewizor.
Fredro brał czynny udział w życiu miasta, zajmował się sprawami organizacyjnymi i finansowymi Ossolineum, organizował towarzystwo wzajemnego zabezpieczania się od ognia, z Leonem Sapiehą opracował trasę kolei wiedeńskiej od Bochni przez Lwów do Brzeżan, ze szczegółową analizą kosztów budowy, był duszą spółki akcyjnej realizującej tę budowę. Budowa ciągnęła się wiele lat, pierwsze pociągi dotarły do Lwowa w 1861 roku.
Interesował się kwestią chłopską i wychowaniem młodzieży. Gdy nie widział możliwości odzyskania niepodległości, zabiegał o spolszczenie szkolnictwa, sądownictwa, o samorząd krajowy, rozumiejąc, że to jest bezwzględny warunek do pełnego rozwoju kultury polskiej.
W młodym wieku był już deputatem stanowym, manifestował swój patriotyzm podczas „Wiosny Ludów”, w latach 1852 - 54 wytoczono mu proces o zdradę stanu, skutecznie bronił go przyjaciel, arystokrata, namiestnik Galicji, Agenor Gołuchowski, a w 1861 roku wszedł do pierwszego Sejmu Krajowego. Zawsze afiszował się swą polskością. W 1964 roku otrzymał medal „Dobrze Zasłużonemu w Narodzie”. Myliłby się każdy, kto by sądził, że to pisarstwo posadziło Fredrę na fotel honorowego obywatela miasta Lwowa, na którym siedzi teraz we Wrocławiu. Już w 1839 roku obdarzono go tym zaszczytem za zasługi dla rozwoju miasta. Wrażliwy był na wdzięki kobiece, wysoko cenił inteligencję i pogodne usposobienie, cenił strój i elegancję, ale wytykał modę, pisząc „mało dziś jest elegantek, ale mnóstwo najmodniejszych koczkodanów” w lwowskich salonach. Z pasją zwalczał wady i przywary społeczeństwa. Za życia odmawiano mu talentu, zwalczał go sąsiad Seweryn Goszczyński, ale podobał się Henrykowi Sienkiewiczowi. Był samym sobą przez całe życie, był prawym człowiekiem, bez nienawiści, zawsze odważny i godny oraz pełen dowcipu, nie wysługiwał się zaborcom, nie robił kariery za cenę podłości, dlatego zyskał sławę pośmiertną na którą pracował całe życie.
Żył 84 lata. Umarł 15 lipca 1876 roku. Jego pogrzeb był wielką manifestacją patriotyczną, całe miasto udekorowane było czarnymi flagami, wśród tysięcy ludzi były delegacje wszystkich organizacji narodowych. Na czele delegacji z Krakowa szedł Mikołaj Zyblikiewicz, prezydent miasta. Zabalsamowane zwłoki spoczęły w krypcie kościoła w Rudkach.
Po drugiej wojnie światowej, wychowankowie jego wnuka, greckokatolickiego arcybiskupa Andrzeja Szeptyckiego sprofanowali zwłoki wyrzucając je z trumny do śmieci i gruzu, trumnę wysokiego kunsztu artystycznego ukradziono.
Ostatnio urządzono powtórny pochówek oraz przywrócono kościół wiernym.
W 1897 roku staraniem Koła Literacko - Artystycznego we Lwowie, wystawiono pomnik Aleksandra hrabiego Fredry, dłuta prof. Ludwika Marconiego. Pomnik ten znajduje się obecnie na wrocławskim rynku.
Siedzi tam sobie Fredro i z przerażeniem ogląda częste spotkania ogłupiałej młodzieży, szukającej zguby w narkomanii i myśli, czy tu we Wrocławiu naprawdę nie ma takich wspaniałych wychowawców, jacy byli we Lwowie?
I ma już tego dosyć i chciałby wrócić do Lwowa, jest przecież honorowym obywatelem tego miasta, tylko chciałby wrócić do tego starego, polskiego Lwowa. 

Ludwik Kubala  

Nie za darmo Lwów ochrzcił jego imieniem ulicę w centrum miasta. Znana była we Lwowie niewielka postać tego wielkiego nauczyciela gimnazjalnego, który przerósł wielu profesorów uniwersytetów. Nie od razu Ludwik Kubala trafił do Lwowa. Ród jego wywodził się z Zaolzia, ojciec ukończył prawo na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie. 
Ludwik Kubala urodził się we wrześniu 1838 roku, we wsi Kamienica na Sądecczyźnie. W gimnazjum był uczniem Stanisława Sobieskiego (ojca Wacława). Wychowany patriotycznie, pełen żaru miłości i oddania dla ojczyzny, brał udział w pracach organizacyjnych powstania styczniowego. Był szefem policji powstaniowej w Krakowie, co odpokutował w austriackim więzieniu. W Krakowie miał wielu przyjaciół, ale jego charakter i natura nie pasowały do tego miasta i panującej w nim „zaśniedziałej intelektualnej martwoty i mentalności”. Kubala nie miał szczęścia do Krakowa, bez powodzenia kandydował na katedrę historii polskiej. 
W Krakowie spędził całą młodość z wyjątkiem trzech lat studiów na Uniwersytecie w Wiedniu (1858 - 61) oraz więzienia w Josephstadt (15.XII.1863 - 18.XI.1865). Z wielkimi trudnościami, mimo posiadanego doktoratu, rozpoczął pracę w 1869 roku jako suplent w III gimnazjum im. Franciszka Józefa we Lwowie w zabudowaniach bernardyńskich. 
Żmudny i surowy egzamin państwowy na profesora gimnazjalnego zajął mu kilka lat (do 1872 roku) opóźniając pisarstwo historyczne rozpoczęte podczas uwięzienia. 
Po napisaniu kilku niewielkich prac, w latach 1880 - 81 opublikował dwa tomy szkiców historycznych, które przyniosły mu sławę i popularność. Pod ich wpływem Henryk Sienkiewicz odstąpił od pisania powieści o Władysławie Warneńczyku i stworzył trylogię, dla kilku pokoleń najwspanialsze dzieło, które wreszcie w całości weszło na ekrany. Co prawda w odwrotnej kolejności, a „Ogniem i Mieczem" ukazało się już „poprawne politycznie".
Ale kierat służby szkolnej, aż do emerytury w roku 1906 oderwał Ludwika Kubalę od pisarstwa, może przyczyniła się też do tego krakowska nagonka Michała Bobrzyńskiego spowodowana prywatą i nieuczciwością sądów.
Ludwik Kubala poświęcił się bez reszty pracy pedagogicznej, prowadził lekcje bardzo interesująco z niepospolitą inwencją, nowatorsko. Jako gorący patriota zdobył sobie uznanie młodzieży.
Zasłynął również działaniami na rzecz miasta, był założycielem Kasyna Miejskiego. Po śmierci Liskego został długoletnim prezesem Koła Literacko Artystycznego, gdzie zorganizował I Zjazd Literatów i Dziennikarzy we Lwowie w 1894 roku, oraz postawił pomnik Aleksandra hr. Fredry (1897), który stoi obecnie na wrocławskim rynku. 
Założył fundusz dla wdów i sierot po pisarzach i artystach. 6 stycznia 1893 roku w ramach przygotowań do Powszechnej Wystawy Krajowej (przyszłych Targów Wschodnich) został jednym z trzech przewodniczących Komitetu Panoramy Racławickiej. W 1906 roku został pierwszym przewodniczącym Towarzystwa Miłośników Przeszłości Lwowa, które zajęło się wydawaniem Biblioteki Lwowskiej. Dzięki Jerzemu Janickiemu ukazały się reprinty 6 tomów Biblioteki Lwowskiej, wznowione przez Polski Dom Wydawniczy w Warszawie. 
We wszystkich działaniach pozostawił dowody niezwykłych zdolności organizacyjnych. Czy nie za wiele jak na jednego człowieka? Okrył się wielką sławą zanim uhonorowano go w 1901 roku członkowstwem zwyczajnym Akademii Umiejętności. 
Wśród jego przyjaciół znajdujemy wiele znanych nazwisk: Michał Bałucki, Tadeusz Wojciechowski, Władysław Łoziński, Stanisław Tarnowski, Teodor Tomasz Jeż, Teofil Lenartowicz, Józef Supiński, Henryk Sienkiewicz, Adam Asnyk, Stanisław Smolka i wielu innych.
Po przejściu na emeryturę powrócił do pisania szkiców historycznych, trzeci tom p.t. „Wojna moskiewska 1654 - 1655” ukazał się w druku w 1910 roku. Kiedy Henryk Barycz w 1963 roku opublikował książkę p.t. „Wśród gawędziarzy, pamiętnikarzy i uczonych galicyjskich” cenzura nie tylko nie dopuściła do wydrukowania tytułu tego tomu, ale przyczyniła się do szeregu fałszerstw historycznych dotyczących Bohdana Chmielnickiego oraz użyła pojęcia geograficznego Ukrainy w znaczeniu historycznym.
W latach 1914 - 18 ukazały się kolejne tomy szkiców historycznych p.t. „Wojna szwedzka”, „Wojna brandenburska” oraz „Wojna duńska i pokój oliwski” zamykając cykl „siedmioletniej wojny północnej”.
Ludwik Kubala nie doczekał wolnej Polski, zmarł miesiąc wcześniej przed obroną Lwowa, 30 września 1918 roku. Miasto uczciło jego pamięć nadając w 1919 roku jego imię ulicy w centrum miasta. Po 1946 władze radzieckiej Ukrainy zmieniły nazwę tej ulicy na Bechtierewa. A obecnie ulica ta została przemianowana i nosi imię Romana Szuchewycza, przywódcy UPA, który splamił się zbrodnią ludobójstwa dokonaną na ludności polskiej Wołynia i Małopolski Wschodniej.

Wojciech Kętrzyński

Adalbert von Winkler, student Uniwersytetu w Królewcu, dowiedział się od swojej siostry, że są Polakami. Już w czasie studiów w Królewcu, poprawił swoje nazwisko na Winkler von Kętrzyński. Zaczął uczyć się języka polskiego i dziejów ojczystych. 
Wkrótce nadarzyła się okazja pasowania na Polaka. Wybuchło Powstanie Styczniowe. Kętrzyński przemycał do Wilna broń dla powstańców. 
W 1864 roku z tego powodu był sądzony w Berlinie „za zdradę stanu, w postaci dążenia do odłączenia od Prus części ich terytorium”. Po wyroku, odsiedział rok twierdzy w Kłodzku na Dolnym Śląsku, który od 1742 roku należał do Prus.
Po wyjściu na wolność pozostawał bez możliwości pracy, bez środków do życia. Szukał pracy wśród Polaków, krótko pracował u Jana Działyńskiego w Bibliotece Kórnickiej, następnie bez powodzenia starał się o katedrę na Uniwersytecie Jagiellońskim, ponieważ władze austriackie oparły się na opinii z Berlina. Potem przez kilka lat żył z korepetycji i porządkowania różnych zbiorów dworskich. 
Przypadek sprawił, że trafił do Lwowa (1873 r.) i otrzymał pracę sekretarza oddziału naukowego, a następnie kustosza w Ossolineum, awansując po trzech latach na stanowisko dyrektora biblioteki, którą kierował 42 lata.
Kętrzyński zajmował się średniowieczną historią Polski, dziejami Mazur, średniowiecznymi stosunkami polsko - niemieckimi, dziejami Zakonu Krzyżackiego. 
W historii praojczyzny Słowian ujętej nowatorsko, udokumentował niezbicie umiejscowienie ich siedzib w środku Europy.
Przeprowadził dowody fałszerstw Krzyżaków w dokumentach umożliwiających im założenie własnej państwowości na ziemiach polskich. Badał jak Krzyżacy po wymordowaniu Prusów, w celu zagospodarowania ziemi ściągali kolonistów z Mazowsza.
Prace Wojciecha Kętrzyńskiego poświęcone były zagadnieniom narodowości polskiej i polskim nazwom miejscowości w Zachodnich i Wschodnich Prusach oraz na Pomorzu. 
Szperając w dokumentach ustalał rodowody zgermanizowanych Mazurów i Kaszubów. Znał te sprawy nie tylko z badań, ale przede wszystkim z własnego życia. 
Inicjował działalność polityczno - społeczną Mazurów. Założył tajne Towarzystwo Mazurskiej Inteligencji Ludowej (1871r.). Wspierał materialnie „Gazetę Lecką” i „Mazura”. On to „wrócił Mazury Polsce, a Polskę Mazurom”. Jego rozprawy naukowe dały nieomylne świadectwo naszych praw do Pomorza, Prus Zachodnich i Wschodnich, do Królewca, który ciągle znajduje się poza naszymi granicami.
Dzieło Wojciecha Kętrzyńskiego było niszczone skutecznie przez Niemców, aż do końca drugiej wojny światowej. Również w Polsce Ludowej Mazurzy nie mogli odnaleźć się w Ojczyźnie.
Wojciech Kętrzyński wychował w Ossolineum liczne kadry naukowców o wspaniałej osobowości, gorących patriotów oddanych bez reszty lwowskiemu Ossolineum i Polsce.
Na cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie, tak zwani „nieznani sprawcy” zniszczyli grób Wojciecha Kętrzyńskiego. 
W 1976 roku pracownicy Instytutu Jego Imienia w Olsztynie przywieźli na Jego grób nową płytę: „Wojciech Kętrzyński, 1838 - 1918, Wielki Syn Narodu Polskiego. Pracą całego życia przybliżał zespolenie Mazur i Warmii z macierzą. - Społeczeństwo Województwa Olsztyńskiego”. I ta tablica nie podobała się, z daleka rzucała się w oczy. Aby nikogo nie drażnić zmieniono jej pozycję na leżącą. Teraz nie widać jej z oddali, ale i trafić tu trudniej, aby oddać hołd wielkiemu Polakowi, którego sława opromienia Lwów.  

Eugeniusz Romer

Czy jest Polak, który nie zna nazwiska Eugeniusza Romera, wydaje się to niemożliwe, przecież każde dziecko zapoznaje się z nim, gdy pierwszy raz w życiu bierze do ręki atlas. Jeszcze pod rządami austriackimi, ukształtował się w atmosferze polskiego życia we Lwowie, najwybitniejszy polski geograf, światowej sławy, Eugeniusz Romer.
Ojciec jego, Edmund, wychowywany w Teresianum pod Wiedniem do służby państwowej, na przyszłego germanizatora, brał udział w Powstaniu Styczniowym, chociaż wtedy prawie nie mówił po polsku. Matka Eugeniusza była Węgierką i w domu napewno mówiło się wyłącznie po niemiecku, może też po francusku, ale Lwów i to zmienił, pani Romerowa uległa czarowi języka i literatury polskiej. Eugeniusz Romer prowadził prace etnograficzne, poświęcone niemal wszystkim ziemiom polskim, do jego zainteresowań należały: Pomorze, Mazury, Wielkopolska, Śląsk, Krakowskie, Sandomierskie, Świętokrzyskie, Kujawy, Mazowsze, Podlasie, Żmudź, Litwa, Ruś Czarna, Wołyń, Podole i Pokucie.
Zasługi jego dla nauki i kultury narodowej są nieocenione. W swych podróżach Romer poszukiwał polskich pamiątek historycznych we Wrocławiu, Kamieńcu Podolskim, Chocimiu, na Mazurach i w Wilnie.
Jemu zawdzięczamy odnalezienie w starych dokumentach, polskich nazw wielu miejscowości na Dolnym Śląsku. Romer zwalczał nie tylko politykę germanizacyjną, ale również podsycane przez Austrię antagonizmy polsko - ukraińskie. Wytykał złośliwość Austriaków wobec Rusinów, polegającą na stawianiu znaku równości, że Rusin to Rosjanin.
Chyba większą złośliwością Austriaków było zasugerowanie zmiany herbu i podstawienie znaku tryzuba w miejsce Michała Archanioła, dla chłopskiego narodu, według zasady „idź chamie do wideł”, dla przekreślenia wielowiekowej chlubnej tradycji Rusinów.
Za błędną politykę wobec Ukraińców, obarczał Romer winą rządy Rzeczpospolitej, piętnował głupotę w kontynuowaniu szkodliwej polityki austriackiej, w oficjalnym narzucaniu nazwy „Ukrainiec”, „ukraiński”, dla określenia narodowości i języka ruskiego, podkreślając, że przez taką politykę, w południowo - wschodniej Polsce stracono na rzecz Ukraińców niemal 900 tysięcy szlachty zagrodowej, a jednocześnie rząd polski od dawna propagował ciche, ale głębokie ukrainofilskie porozumienie, bez określonego celu, ze szkodą dla narodu polskiego.
Według Romera doprowadziło to do sytuacji etnograficznej, która wzbudziła przerażenie w kołach rządowych, aż do obłędu. Eugeniusz Romer brał udział w charakterze pomocnika naukowego w pracach dyplomatycznych na konferencji pokojowej w Paryżu w 1919 roku i podczas pertraktacji pokojowych z Rosją w Rydze we wrześniu 1920 roku, po czym przez długi czas nie zajmował się polityką. W świecie znany jest jako twórca nowoczesnej kartografii, założył we Lwowie instytut kartograficzny „Atlas”, późniejszą książnicę „Atlas”. Był wiceprezesem Międzynarodowej Unii Geograficznej (1928 - 1938). W sprawach polityczno - społecznych wystąpił publicznie dopiero w 1936 roku, aby napiętnować politykę rządu Rzeczpospolitej. Zmusiły go do tego wypadki kwietniowe. 14 kwietnia 1936 roku pod lwowskim magistratem odbyła się demonstracja tysiąca robotników, jeden z nich, Władysław Kozak, został zabity przez policję.
Manifestacyjny pogrzeb doprowadził do nowych starć z policją, podczas których zginęło trzynastu uczestników pochodu. Dzisiaj na grobach tych polskich robotników, na cmentarzu Janowskim, znajdują się rosyjskie nagrobki, służące propagandowemu fałszerstwu.
Gdy wypłynęła na Pomorzu sprawa „niemieckiego korytarza”, strona polska (minister Beck) postawiła zagadnienie polskości Prus Wschodnich, opierając się na badaniach etnograficznych Eugeniusza Romera opublikowanych w 1910 roku, w czasie gdy jeszcze Polska była pod zaborami. Po drugiej wojnie światowej Królewiec powiększył zabór rosyjsko - sowiecki, dokonany w pakcie Ribbentrop - Mołotow. Profesor Uniwersytetu im. Jana Kazimierza we Lwowie, Eugeniusz Romer zasłużył się wychowaniem licznych kadr polskich geografów.
Podczas okupacji niemieckiej ukrywał się w klasztorze Braci Zmartwychwstańców. W tym czasie we Lwowie mieściła się tam szkoła powszechna do której miałem zaszczyt uczęszczać i napewno, chociaż nieświadomie spotykałem „braciszka” Eugeniusza Romera. Po drugiej wojnie światowej został wysiedlony ze Lwowa. W tęsknocie za rodzinnym Lwowem, umarł w Krakowie w 1954 roku przeżywszy 83 lata.

 

Stanisław Matzke

 

W Pracowni Historii Czasopiśmiennictwa Polskiego Instytutu Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk pod redakcją Jerzego Łojka opracowano w latach 1976 - 1980 w trzech tomach na 1308 stronach historię prasy polskiej. Trudne to zadanie „syntetycznego ujęcia dziejów polskiego czasopiśmiennictwa od zarania, aż po rok 1944” napotkało na przeszkody związane z dotarciem do ważnego i bogatego źródła, które pozostało we Lwowie, za żelazną kurtyną, w zbiorach Ossolineum zagrabionych przez były Związek Radziecki. 
Te polskie zbiory obecnie są zawłaszczone przez nowopowstałe państwo ukraińskie. Dlatego nie należy się dziwić, że nie ma w tym dziele żadnej informacji o piśmie „Kształt i Barwa”, które ukazywało się pod redakcją prof. Stanisława Matzke`go. Zaskakujące jest natomiast pominięcie tego nazwiska i tytułu pisma przez Mariana Tyrowicza w Polskim Słowniku Biograficznym oraz w książce p.t. „Wspomnienia o życiu kulturalnym i obyczajowym Lwowa 1918-1939” wydanej przez Ossolineum w 1991 roku. 
W tej książce jest rozdział o plastyce lwowskiej po czasach grottgerowskich, o kształceniu młodych plastyków i architektów, o Wolnej Akademii Sztuk Pięknych i prywatnych szkołach malarstwa we Lwowie. 
Napróżno szukać w niej informacji o pierwszym polskim piśmie „Kształt i Barwa” „poświęconemu sprawom wychowania artystycznego, nauki rysunku i sztuki stosowanej”. Pierwszy „zeszyt” „Kształtu i Barwy” został wydrukowany we Lwowie w grudniu 1912 roku, następne ukazywały się w styczniu, marcu, czerwcu i październiku, przez kilkanaście lat, możliwe, że z jakąś przerwą podczas pierwszej wojny światowej. Spis treści podawany był po polsku i po francusku. 
Autorami artykułów obok redaktora naczelnego profesora Stanisława Matzke`go byli znani artyści: Ludwik Misky - propagator szkolnictwa rzemiosł artystycznych, prof. Edward Miron Pietsch z Wolnej Akademii Sztuk Pięknych, prof. Waleryan Kryciński, o którym Marian Tyrowicz pisze, że była to „paleta niższego lotu” bo malował „sceny z życia ludu” oraz „malował dla chleba”, jakby taka ocena mogła określać wartość artystyczną malarstwa, a przecież malował też Teatr Wielki we Lwowie, co świadczy, że należał do uznanych najlepszych artystów malarzy. Wśród dalszych autorów występują: Ludwika Pietschówna, M.Olszewski, M.Osiński, Kazimierz Kostynowicz, Tadeusz Błotnicki, Maryan Malski, Jerzy Łukaszewicz, dr Ludwik Jaxa Bykowski, Stanisław Jankowski, Feliks Roliński, B.Kański i wielu innych, których nazwisk nie udało mi się ustalić.
Kim był profesor Stanisław Matzke? Na przełomie wieków, osiągnąwszy pełną dojrzałość psychiczną, nie tylko tak zwaną pełnoletność, podczas studiów malarskich w Monachium ożenił się z rodowitą Monachijką i po ukończeniu studiów przywiózł ją do Lwowa. Jako artysta malarz szkoły monachijskiej należy do malarzy klasycznych. Rysował, malował obrazy olejne, akwarele, portrety, widoki Lwowa i podlwowskie pejzaże. Ale głównym jego zainteresowaniem było nauczanie rysunku i malarstwa. Podsumowanie tej pasji doprowadziło do wydawania we Lwowie omawianego pisma. W 1923 roku Stanisław Matzke doprowadził do powstania w Warszawie „Powszechnego Stowarzyszenia Nauczycieli Rysunków”, a w 1925 roku czasopismo „Kształt i Barwa” zostało uznane jako organ stowarzyszenia.
Okres wojny przetrzymali państwo Matzke`owie już jako wiekowi ludzie bez okupacyjnych dokumentów w swoim mieszkaniu przy ulicy Gołąba we Lwowie, bez podpisywania „Reichslisty”, następnie uniknęli zsyłki na Sybir, a po wojnie uchronili się przed wysiedleniem na zachód, pozostając w swoim ukochanym Lwowie. Stanisław Matzke zmarł 18.X.1949 roku i pochowany został na Cmentarzu Łyczakowskim, niestety prof. S.Nicieja nie dotarł do jego grobu.
Po śmierci męża pani Małgorzata Matzke z sowieckim paszportem przyjechała do szwagierki do Krakowa. Wtedy zapragnęła odwiedzić swoje siostry w Monachium o czym napisała do mojej mamy. Otrzymałem polecenie załatwienia dla niej niemieckiej wizy w Warszawie. Załatwiało się to w punkcie „niemieckiego konsulatu” przy Ambasadzie Amerykańskiej z tyłu za Zamkiem Królewskim. Tam rodowita Niemka otrzymała wizę na trzy miesiące. 
Za tę przysługę pani Matzke dała mi na pamiątkę książkę w języku niemieckim Stanisława Przybyszewskiego pt. Von Polens Seele (O duszy polskiej) z dedykacją „Panu Stanisławowi Matzke szczerze oddany Stanisław Przybyszewski - Monachium 14-go czerwca 1917.” Po miesiącu moja mama otrzymała list, „wróciłam do Krakowa, nie mogłam dłużej z tymi Szwabami wytrzymać”. Tak pisała Lwowianka, Polka z wyboru. Na życzenie pani Matzke przekazaliśmy do muzeum w Ratuszu we Wrocławiu wspaniałej roboty olejny autoportret Stanisława Matzke`go. Dziś znajduje się w Muzeum Narodowym we Wrocławiu przy placu Powstańców Warszawy 5, numer inwent. VIII-1130. 
Kto dziś pamięta Stanisława Matzkego i jego wielkie dzieło? Czy żyją jeszcze jego uczniowie? 
Byli we Lwowie liczni artyści malarze wysokich lotów, wspomnijmy tylko Erno Erba, który został zamordowany w 1943 roku w lesienickich piaskach, albo Henryka Szadkowskiego. Białe plamy dziejów malarskich lwowskiej Atlantydy czekają na swoich odkrywców. 

Marian Hemar

W Tygodniku Powszechnym z dnia 19 marca 1972 roku, ukazała się notatka w rubryce zmarli: „11 lutego w Londynie, Marian Hemar, lat 70, poeta, satyryk, komediopisarz (pseud. Jan Mariański, Marian Wallenrod i inne), b. kierownik literacki warszawskich kabaretów artystycznych, współpracownik „Wiadomości Literackich” i „Wiadomości”.”
To wszystko na co pozwoliła władza ludowa i stalinowska partia. Niby to mało, a jednak, po tylu latach, gdy jego nazwisko było cenzurowane, to i tak zbyt dużo. W tym czasie żyło w Polsce jeszcze wielu miłośników Lwowa, dla których cotygodniowy kabaret Hemara z Londynu na fali Radia Wolna Europa był jedyną strawą dla ducha.
Gdy w 1957 roku posłałem mu mój wierszyk pt. „Słoneczko dla raju" odpowiedział mi w swojej audycji radiowej.
Trzeba tu przypomnieć, że w ostatnich latach życia poety Radio Wolna Europa przestało nadawać kabaret. Mariana Hemara wyrzucił z radia ówczesny dyrektor Jan Nowak Jeziorański.
W emigracji zaczęło się coś dziać niedobrego, trudno dziś mówić o przyczynach, czyje to były intrygi i czyje pieniądze. Dlaczego zabroniono Hemarowi mówić o polskim Lwowie. Hemar pozostał wierny swej miłości, był bezkompromisowy.
Jednak zaistniał fakt, głos Hemara w eterze ucichł na wiele lat przed jego śmiercią, ale on nie zrezygnował ze swoich wielbicieli, zaczął drukować swoje tomiki, może nieliczne, ale za to docierające na wszystkie kontynenty, do Polaków rozsianych we wszystkich zakątkach świata.
A dziś w kraju, jak powiedział w telewizji pan Wojciech Mann na wyborze Miss Polonia 1988 roku, wolno nam już pamiętać o Hemarze. 
Hemar to jego pseudonim, nazywał się Heszeles. Urodził się we Lwowie 6 kwietnia 1901 roku.
Natura obdarzyła go talentem literackim, był płodny jak Kraszewski, ale nie lubił tego porównania, swoje pisarstwo wypracowywał niemal jak Żeromski. W PRL-u był zakazany, nie tylko jego wiersze, ale nawet nazwisko podlegało cenzurze. Twórczość Hemara była wielostronna, diametralnie różna, był poetą, satyrykiem, ale trudno nazwać go komediopisarzem, nie dlatego by komedię uważać za coś gorszego od dramatu.
Nikt tak nie osądza innego Lwowiaka, Aleksandra hr. Fredrę, ale sztuki sceniczne Hemara obejmowały szeroki wachlarz od dramatu do komedii muzycznej. Mówić o Hemarze to trudna rzecz. To człowiek tak niezwykły, że trudno wprost uwierzyć, by to było prawdziwe, aby to dotyczyło jednego człowieka, tak wielostronna jest jego twórczość.
Był znakomitym poetą, humanistą, erudytą, a przy tym bez pamięci zakochanym w naszym mieście, we Lwowie, wierny jemu przez wszystkie swoje dnie, aż do śmierci. Nikt nie był w stanie przekupić go, chociaż wysoko cenił pieniądze, zawsze o nie zabiegał, jako jeden z pierwszych poetów we Lwowie i w Polsce posiadał własny nowy samochód, którym jeździł po wariacku, może powiedzmy trochę delikatniej, po kawalersku.
Wśród złośliwych przytyków, mówiono o nim, że jest handlowego wyznania, ale Lwowa nie sprzedałby za nic na świecie. On Żyd, uczył nas cośmy winni swemu miastu i jak Polak winien kochać Ojczyznę, on uczył nas patriotyzmu.
Gdy po wojnie Tuwim namawiał go do powrotu do Warszawy, zapytał go, czy Bierut zapewni mu wolność słowa i druku, a że Bierut tego zapewnić nie mógł, a może nie chciał, zrezygnował z komunistycznej willi i samochodu, pozostał w Anglii, jeździł starym samochodem, kupionym z drugiej ręki i pisał i drukował, podczas gdy Tuwim przestał pisać, a Broniewski napisał kantatę o Stalinie. Kto wtedy w PRL-u nie kłaniał się komunie, łącznie z wielką Marią Dąbrowską i Jarosławem Iwaszkiewiczem, pomijając niegodnych miana Polaków Kruczkowskiego, Putramenta i innych dyspozycyjnych ludzi stalinizmu.
Hemara nikt nie kupił, był nie do kupienia i psuł krew komunie, demaskował fałszywość i draństwo Anglików oraz oportunizm Rodaków na emigracji. Zachował wierność swej miłości do Lwowa, Polski, prawdy i sprawiedliwości. „Był drażliwym ponad miarę, okazywanym zniecierpliwieniem łatwo zrażał sobie ludzi, doprowadzał do ostrych rozstań z przyjaciółmi, był bezkompromisowy, demonstrował brak uprzejmości o pozorach arogancji, pełnej nerwowego podniecenia, a przy tym umiał spieszyć z pomocą materialną i osobistą kolegom, gdy byli w potrzebie, czy podczas choroby, choćby od lat nie zamienił z nimi słowa - pisał Juliusz Sakowski na wieść o śmierci Hemara - Przybywał z pomocą i prosił o wybaczenie, tak odwiedził Zygmunta Nowakowskiego i Józefa Łobodowskiego, taki to był niezwykły człowiek! Nie chował urazy, umiał przebaczać i sam prosił o wybaczenie”.
Pisał ciągle niezmordowanie, co tydzień kabaret, jednoosobowy Teatr Hemara, w którym występowały najsławniejsze gwiazdy, choćby wspomnieć tylko Mirę Zimińską, Szczepka - Kazimierza Wajdę, Władę Majewską, Karin Tiche, Krystynę Zbierzchowską.
Pisał wiersze liryczne, satyry, fraszki, parodie i parafrazy i piosenki, około pięciu tysięcy piosenek, wprost nieprawdopodobne. Pisał przekłady poetyckie, sztuki teatralne od dramatu do komedii muzycznych, jednoaktówki poświęcone Fredrze, Kochanowskiemu, Chopinowi.
Prozą pisał reportaże, felietony, eseje, krytykę literacką, a nawet traktat polityczny o Hitlerze, przełożony na język angielski. Jest to fenomen w skali światowej.
Gdy został kierownikiem literackim „Qui Pro Quo” miał niewiele ponad dwadzieścia lat, wszedł natychmiast w środowisko literackie i teatralne, znał wszystkich, na wszystko miał czas, bo nie tylko pisał, nie tylko aranżował i reżyserował, ale również bardzo dużo czytał. Kiedy on to robił, gdy miał czas na picie wódki z Wieniawą i Jaraczem i walczył z karabinem w ręku w 1920-tym roku w Kijowie i w drugiej wojnie pod Tobrukiem. A jak zarabiał, za trzy słowa „Radion sam pierze” zarobił sto złotych, to był pieniądz. Miał szczęście do pieniędzy, żył dostatnio, los nagradzał mu wierność swoim ideałom, cieszył się wielką popularnością i powszechnym uwielbieniem i tak pozostał w naszych sercach.
1 listopada 1981 roku napisałem wiersz poświęcony pamięci Hemara pt.: „Zaduszki u Juliana Tuwima”, Marian Brandys powiedział mi, że to piękny wiersz.
 

Generał Władysław Sikorski 

4 lipca 1993 roku minęła 50 rocznica śmierci gen. Władysława Sikorskiego. W 1981 roku dla Klubu Inteligencji Katolickiej w Jeleniej Górze opracowałem odczyt pt. “Sam wśród wielu" poświęcony Sikorskiemu. W 1985 roku powtórzyłem ten odczyt w Klubie Akademików Polskich w Sydney w Australii, następnie dwa lata później w radio etnicznym 2EA Sydney ten odczyt wygłosiłem w cyklu audycji  „Lwów i jego mieszkańcy".

Na firmamencie polskiego nieba, w dwudziestym wieku, wśród gwiazd największych bohaterów narodowych, księcia Józefa Poniatowskiego, Tadeusza Kościuszki, Henryka Dąbrowskiego i Romualda Traugutta, królom i hetmanom równym, rozbłysły dwie nowe gwiazdy, naczelnych wodzów, jeszcze dziś żyjących pokoleń: marszałka Józefa Piłsudskiego i generała Władysława Sikorskiego. 
Niezwykłe zrządzenie losu sprawiło, że różne drogi, które wiodły obu naszych naczelnych wodzów, doprowadziły ich na wyżyny uznania narodu i historii. Trudno opisać w krótkim artykule charakterystykę bogatego życia Władysława Sikorskiego. 
Już w lwowskim środowisku akademickim, kipiącym patriotyzmem dały się poznać jego talenty. W 1907 roku jako student Politechniki Lwowskiej wykładał elementy taktyki piechoty według regulaminów austriackich. Wśród słuchaczy byli: Józef Piłsudski, Kazimierz Sosnkowski, Walery Sławek, Aleksander Prystor, Marian Kukiel i wielu innych. Po dwu latach działalności w nielegalnym Związku Walki Czynnej, współdziałał w organizowaniu w 1910 roku legalnego Związku Strzeleckiego we Lwowie na wzór krakowskiego Strzelca. 
Pracując na stanowisku inżyniera cesarsko - królewskiego Namiestnictwa dawał wraz z innymi organizatorami gwarancję legalnego działania wobec interwencji dyplomatycznej Rosji. Sikorski znajdował się pod urokiem Piłsudskiego. W pamięci ludzkiej pozostał niezwykły magnetyzm Józefa Piłsudskiego. Wystarczyło jedno spojrzenie oczu i fascynujący głos. 
Gdy eksperyment z legionami nie przyniósł Austriakom spodziewanych efektów i w Królestwie nie wybuchło ogólnonarodowe powstanie postanowili nie kontynuować organizowania polskich legionów. 
16 sierpnia 1914 roku w Wiedniu powstał Naczelny Komitet Narodowy w którym szefem Departamentu Wojskowego został mianowany od razu podpułkownikiem, Władysław Sikorski. Jego działalność w niemałym stopniu uratowała legiony. Wykazał nie tylko umiejętność wykorzystania znajomości, ale również duże zdolności dyplomatyczne. 
Pod koniec 1914 roku Piłsudski został mianowany brygadierem i otrzymał dowództwo pierwszej brygady legionów. Celem Sikorskiego było tworzenie polskich formacji wojskowych, niezależnie od osoby aktualnego dowódcy. Piłsudski miał swoją politykę, szukał podwładnych, a nie szefów, dlatego, gdy uznał rolę legionów za spełnioną, przeniósł ciężar organizacji wojska na Polską Organizację Wojskową i bez trudu doprowadził do upadku Departamentu Wojskowego NKN. 
W styczniu 1917 roku Woodrow Wilson, prezydent USA, ogłosił konieczność odbudowania wolnej Polski, a w marcu rozsypała się Rosja. Nowa sytuacja wymagała eskalacji polskiej polityki niepodległościowej. 
W lipcu 1917 roku Piłsudski odmówił przysięgi na wierność Niemiec, został aresztowany i osadzony wraz z Sosnkowskim w Magdeburgu. Legionistów z pierwszej i trzeciej brygady osadzono w obozach pod Szczypiornem i Beniaminowem. 
Sikorski wraz z innymi oficerami Polskiego Korpusu Posiłkowego oraz druga brygada legionów zorganizowana przez kpt. Józefa Hallera, mimo właściwej oceny niemieckiej gry, postanowili utrzymać polską siłę zbrojną, dopiero układ pomiędzy Austrią i Niemcami a Ukraińską Radą Centralną reprezentowaną przez dwu studentów, przyznający Ukrainie Zamość i ziemię chełmską, spowodował przejście drugiej brygady, w nocy z 15 na 16 lutego 1918 roku, przez front austriacki pod Rarańczą, aby połączyć się z formacjami polskimi po stronie rosyjskiej.
Sikorski wraz z Polskim Korpusem Posiłkowym, solidaryzując się z drugą brygadą, ogłosili deklarację przeciwko państwom centralnym. Po złożeniu stopnia i odznaczeń, został aresztowany i chwalebnie bronił się oskarżając obłudną politykę państw centralnych. 
Pod naciskiem Koła Polskiego w Wiedniu został zwolniony i powrócił do Lwowa. W październiku 1918 roku na polecenie Rady Regencyjnej przejął organizację polskich sił zbrojnych w Małopolsce Wschodniej.
Wydawało się, że inwazja wojsk ukraińskich na Lwów jest niemożliwa, Ukraińcy nie mieli tu żadnego oparcia. 
Wybuch wojny ukraińsko - polskiej, zastał Polaków całkowicie nieprzygotowanych. Austriacy wysłali Polaków na front włoski, a do Lwowa skierowali wojska ukraińskie.
Przeciw dziesięciotysięcznej armii ukraińskiej pierwszego dnia walk wystąpiły dwie garstki Polaków. Władysław Sikorski w przeddzień wybuchu wojny wyjechał do Przemyśla, w celu rozeznania sytuacji. Tu na Zasaniu zorganizował pierwszą grupę obrońców, jeszcze przed nadejściem Juliana Stachiewicza z odsieczą z Krakowa.
Następnie brał udział w organizowaniu odsieczy dla Lwowa. Dla zapewnienia łączności pomiędzy Lwowem a Przemyślem objął dowództwo grupy operacyjnej w Gródku Jagiellońskim, wspaniale wywiązując się z tego zadania, przy czym wykazał dużo zdolności prowadzenia operacji wojskowych.
Drogi Piłsudskiego i Sikorskiego ponownie się zeszły. Sikorski był zdyscyplinowany i umiał podporządkować się nowo mianowanemu Naczelnikowi Państwa. Zdobył Brzeżany i Tarnopol, doszedł do Zbrucza. 
Zakończyła się wojna polsko - ukraińska, wojska ukraińskie zostały wyparte z Małopolski Wschodniej na Ukrainę. W lipcu 1919 roku Sikorski został dowódcą 9-tej dywizji piechoty w Pińsku i tu zasłużył się nie tylko w organizacji wojska, ale również zorganizował cywilne sądownictwo, szkolnictwo i samorząd. 
W planach federacyjnych Piłsudskiego w wojnie 1920 roku brał udział już w stopniu generała brygady, jako dowódca grupy operacyjnej. W bitwie warszawskiej zwanej „cudem nad Wisłą” dowodził 5-tą armią w rejonie Modlina. Opracował i zrealizował bardzo śmiałą i ryzykowną operację ofensywną, szczęście i nieprzewidziane sytuacje sprzyjały mu, był współautorem zwycięstwa. Podległa mu VIII brygada kawalerii śmiałym wypadem zniszczyła radiostację bolszewicką w Ciechanowie niszcząc łączność wojsk bolszewickich.
Po wojnie w kwietniu 1921 roku Piłsudski mianował Władysława Sikorskiego generałem dywizji i powierzył mu szefostwo Sztabu Generalnego, dla uznania jego zdolności i zasług, jednocześnie zapisał o nim bardzo pochlebną charakterystykę: “...przy swojej obrotności daje sobie łatwo radę prawie w każdej sytuacji. Dowodzić armią będzie łatwo. Jako człowiek znający dobrze stosunki i siły państwowe nadaje się także jako szef sztabu przy Naczelnym Wodzu, biorąc na siebie całkowicie operacje, a także ministrem spraw wojskowych w czasie wojny...”
Było to przyczyną zawiści nie tylko starszych wiekiem współtowarzyszy broni. Po zabójstwie prezydenta Narutowicza proponowano Sikorskiemu objęcie tego stanowiska, nie przyjął go, chciał rządzić nie reprezentować. Został premierem i ministrem spraw wewnętrznych. Za jego rządów osiągnięto 15 marca 1923 roku uznanie przez Radę Ambasadorów Ententy polskich granic wschodnich zgodnie z treścią Traktatu Ryskiego zawartego 18 marca 1921 roku między Polską, a Republikami Sowieckimi Rosją i Ukrainą. Mimo osiągnięć rząd Sikorskiego upadł (16.XII.1922 - 26.V.1923).
W rządzie Władysława Grabskiego objął tekę ministra spraw wojskowych (19.XII.1923 - 4.XI.1925), zajął się reorganizacją artylerii i lotnictwa, wymógł na Sejmie uchwałę o rozbudowie floty wojennej. W celu zabezpieczenia wschodnich granic przed infiltracją band zza kordonu rosyjskiego i ochrony przed napadami terrorystycznymi Sikorski stworzył doborowy Korpus Ochrony Pogranicza, który szybko opanował sytuację.
Był inicjatorem grobu Nieznanego Żołnierza w Warszawie, w którym pochowany jest obrońca Lwowa. Podejmując w spadku po gen. Szeptyckim projekt Urzędu Generalnego Inspektora Sił Zbrojnych naraził się Marszałkowi. Marszałek uważał, że wojsko nie może podlegać grze politycznej, awanturniczemu sejmowi i słabemu rządowi. 
Po upadku rządu Grabskiego, Sikorski został mianowany dowódcą Korpusu Lwowskiego. W zamachu majowym 1926 roku Sikorski zajął stanowisko neutralne, wiedział że jest źle, był przeciwny anarchii i braku jedności narodowej, ale nie zgadzał się z metodą zaradzenia złu przez Marszałka. Po aresztowaniu gen. Tadeusza Rozwadowskiego stanął w jego obronie. Był to dalszy krok rozdźwięku między Sikorskim a Marszałkiem.
Po objęciu władzy przez Marszałka Sikorski lojalnie przesłał raport wojskowy o stanie Korpusu. Z dowództwa Korpusu Lwowskiego został zdjęty w 1928 roku. Bezpośrednią przyczyną była książka Sikorskiego p.t.„Nad Wisłą i Wkrą”, którą uznano za rzetelny dokument wojskowo - historyczny, jednak Marszałek uznał ją jako negatywną krytykę prowadzenia operacji w wojnie polsko - bolszewickiej.
Przez jedenaście lat Sikorski był bez przydziału służbowego w dyspozycji ministra spraw wojskowych, skazany na bezczynność. Na pogrzebie Józefa Piłsudskiego był bez munduru, nie otrzymał zezwolenia na oficjalny udział. Mimo doznanej krzywdy, żywił dla czystych rąk Marszałka głęboki szacunek. Jako mąż stanu Sikorski cieszył się dużym autorytetem, podbudowanym przyjaźnią i zaufaniem Ignacego Paderewskiego. 
Obok Józefa Hallera, Wincentego Witosa, Wojciecha Korfantego i Karola Popiela był czołową postacią “frontu Morges”. Brak jedności narodowej i zgodnej pracy dla Ojczyzny był tym bardziej karygodny, ponieważ położenie II Rzeczypospolitej było bardzo trudne. Niezwłocznie po zakończeniu pierwszej wojny światowej Niemcy i Rosja nawiązały współpracę gospodarczą, polityczną i wojskową nie ukrywając swej wrogości wobec Polski.
Nie pomogły Polsce pakty o nieagresji podpisane z obu stronami. Również Czechosłowacja, która przy pomocy szantażu zagrabiła Zaolzie, nie należała do naszych sprzymierzeńców. Wewnątrz kraju Komunistyczna Partia Polski działała przeciw państwu polskiemu na rzecz Związku Sowieckiego. 
W tych warunkach zrodził się czwarty rozbiór Polski usankcjonowany 23 sierpnia 1939 roku w tajnym pakcie Ribbentrop - Mołotow. Porozumienia zawarte z Francją i Anglią okazały się dla Polski całkowicie bezwartościowe. Po pięciu tygodniach ciężkich walk naszych wojsk osamotniona Polska utraciła niepodległość. Sikorski nie otrzymał przydziału wojskowego, nadaremnie przez całą Polskę szukał marszałka Rydza Śmigłego. Po przybyciu do Paryża wypowiadał się nazbyt krytycznie o przegranej kampanii wrześniowej, bezwątpienia były to pochopne oceny bez możliwości porównania, która powstała później, dopiero po upadku Holandii, Belgii i Francji.
28 września 1939 roku na odprawie oficerów zwołanej na polecenie Rady Ambasadorów Sikorski jako najstarszy rangą objął dowództwo wojsk polskich we Francji, a 30 września został powołany przez Prezydenta Raczkiewicza na prezesa Rady Ministrów i Ministra Spraw Wojskowych. 7 listopada po ustąpieniu Rydza Śmigłego został Naczelnym Wodzem Wojska Polskiego. Wojsko polskie walczyło nadal przeciw Niemcom w Norwegii i Francji, a po ich upadku w większości zostało ewakuowane do Anglii. W czasie walk we Francji jednostki polskie były rozmieszczone w różnych obszarach frontu i wycofanie w porę wielu jednostek było niemożliwe bez załamania się frontu francuskiego, a gdy front się załamał nie było już możliwości ewakuowania wszystkich wojsk, część przeszła przez granicę szwajcarską gdzie została internowana.
Winą obarczono Sikorskiego, zarzucano mu również jego udział w pierwszej linii frontu i pozostawienie rządu w rękach ludzi z ograniczoną inicjatywą. Spowodowało to pierwszy kryzys rządowy. Nawet prezydent zdążył już odwołać Sikorskiego ze stanowiska premiera, ale wkrótce decyzję cofnął. Haniebne były rozgrywki personalne. 
Już we Francji, a później w Anglii były obozy karne dla oficerów piłsudczyków wszystkich stopni, których odpowiednio prześwietlano z działalności w okresie sanacji i kampanii wrześniowej. Trudno uwierzyć, że w tych warunkach ludzie z kręgu Sikorskiego szukali odwetu odsuwając od czynnej służby swoich dawnych przeciwników, pozbawiając ich możliwości służenia Polsce w czasie największych potrzeb. Sikorski nie umiał się temu skutecznie przeciwstawić, a przecież sam poznał uczucie krzywdy takiego postępowania.
Nawet do wojska przeciekały spory i tarcia polityczno - personalne przedstawicieli stronnictw politycznych na emigracji, przerażał brak jedności i solidarności. Dla złagodzenia stosunków Prezydent Raczkiewicz (24.XII.1940) awansował Sikorskiego na generała broni.
Anglia do wojny jeszcze nie była przygotowana, to też polska siła zbrojna była mile widziana. W Londynie oczekiwano na wybuch wojny między Niemcami i Związkiem Sowieckim, ale nikt nie spodziewał się, że nastąpi to tak szybko.
Anglia zyskała w naturalny sposób sprzymierzeńca do antyniemieckiej koalicji, tylko, że w opinii publicznej Związek Sowiecki był w stanie oskarżenia za zbrodnie dokonane wspólnie z Hitlerem. Jedynie Polacy mogli wpłynąć na zmianę opinii. Dlatego Churchill wszelkimi siłami parł do porozumienia polsko - sowieckiego, a przynajmniej do złagodzenia stosunków.
Na rozkaz Stalina, jawny wróg Polski, ambasador ZSRR w Londynie Iwan Majski przystąpił do rozmów z Sikorskim.
Wielkim błędem politycznym było pominięcie tajnego przygotowania treści rozmów, w celu uznania paktu Ribbentrop - Mołotow za niebyły, uwolnienia podbitych krajów bałtyckich i uznania polskich granic wschodnich. 
Natychmiastowe podjęcie zgodnie z życzeniami Churchilla rozmów jawnych zostało przyjęte jako bezwarunkowe rozgrzeszenie Związku Sowieckiego. Prowadząc te rozmowy bez aprobaty Rady Narodowej i ogłaszając to w przemówieniu radiowym do kraju Sikorski doprowadził do kolejnego kryzysu rządowego. 25 czerwca 1941 roku na posiedzeniu Rady Narodowej bronił go Herman Lieberman podkreślając, że „skoro Związek Sowiecki znalazł się w rzędzie ofiar zbójeckich napadów Hitlera, to przede wszystkim rzeczą Związku Sowieckiego będzie jaknajszybciej przekreślić aneksję ziem polskich, uwolnić wszystkich jeńców wojennych, wypuścić z więzień obywateli polskich i dopuścić opiekę nad obywatelami polskimi wywiezionymi z kraju.”
Rozpoczęła się pełna napięcia nerwowego gra polityczna o całość i niepodległość Polski. Rząd Polski posiadając gwarancje Wielkiej Brytanii niepodległości Polski uległ naporowi angielskiemu i 30 lipca 1941 roku Sikorski podpisał pakt z Majskim, a 4 grudnia w Moskwie deklarację polsko - sowiecką złożoną tylko z trzech punktów o następującej treści: 
1. bezkompromisowa walka z największym wrogiem ludzkości, imperializmem hitlerowskim, 
2. pełna pomoc wojskowa i wspólna walka na obszarze Związku Sowieckiego, 
3. W czasie pokoju stosunki między obu państwami oparte będą na przyjaźni, zgodnej współpracy i wzajemnym rzetelnym przestrzeganiu przyjętych przez obie strony zobowiązań. 
Jedynym uzasadnieniem podpisanej przez Sikorskiego deklaracji było odzyskanie wolności wielu tysięcy Polaków z więzień i zesłania. Sikorski chciał wierzyć w szczere intencje Stalina i jego uczciwość. Ze strony aliantów posypały się też nic nie znaczące gołosłowne oświadczenia. Sądził, że umocni to jego międzynarodową pozycję i ułatwi mu realizację programu federacyjnego z Czechosłowacją. 
Rzeczywistość okazała się odmienna, graczem był Stalin. Związek Sowiecki nie przestał być wrogiem Polski i manewrował Polakami zgodnie ze swoją polityką, a wkrótce Anglicy ulegli wpływom Stalina i już w 1943 roku ukazały się w Anglii przedrukowywane mapy sztabu Armii Czerwonej z sowiecką Łomżą i Przemyślem. Mam taką mapę w moich zbiorach.
Oto jak wyglądały gwarancje brytyjskie, które wkrótce stały się pospolitym oszustwem. W tak trudnej sytuacji Rząd Polski mobilizował wszystkie siły polityczne i propagandowe w obronie całości Rzeczypospolitej, spokojnie i jasno określając polskie stanowisko w każdej istotnej dla Polski sprawie. Realizując założenia polityczne Sikorski odbył podróż do Stanów Zjednoczonych w celu przeprowadzenia rozmów z Prezydentem Rooseveltem, oraz Halifaxem i Litwinowem, ale i tu rozpętała się kampania propagandowa przeciw Polsce organizowana przez ambasady ZSRR w Waszyngtonie i w Londynie. 
12 kwietnia 1943 roku propaganda niemiecka ogłosiła światu odkrycie masowych grobów tysięcy polskich oficerów bestialsko pomordowanych w lesie pod Katyniem. Czyn Rosjan, niczym się nie różniący od czynów Niemców, wywołał obłudne oburzenie propagandy niemieckiej. Agencja TASS oskarżyła Polaków o działanie w zmowie z Niemcami w celu przeprowadzenia rozłamu w koalicji, następnie oskarżyła Niemców o dokonanie tego mordu, po czym sowieci zerwali stosunki dyplomatyczne z Rządem Polskim, a ambasador Polski w Moskwie oskarżony o szpiegowstwo musiał powrócić do Londynu.
Byliśmy jedynym krajem w Europie, który w czasie wojny nigdy nie współpracował z Niemcami, mówiliśmy o tym całemu światu. Konflikt polsko - sowiecki stał się niepożądany dla Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych, ich propaganda biła pokłony wobec Związku Sowieckiego. Cenzura angielska wkraczała w sprawy Ukraińców i Białorusinów w armii Sikorskiego. Sikorski stawał się aliantom bardzo niewygodny - musiał zginąć. Już w czasie lądowania samolotu w Stanach Zjednoczonych była próba zamachu na jego życie.
Sikorski nie uchylał się od odpowiedzialności za skutki swej polityki. Zawierając umowy wymuszające na Aliantach przyznanie należnych Polsce praw wzorował się na polityce Ignacego Paderewskiego z czasów pierwszej wojny światowej. 
Walczył o dobro swej Ojczyzny w niezwykle trudnych i  skomplikowanych warunkach, uznawał konieczność porozumienia ze Związkiem Sowieckim, co doprowadzało do kryzysów rządowych, obarczany był winą za skutki agresywnej polityki sowieckiej. W tej atmosferze podjął ostatnią swą podróż do Wojsk Polskich na Bliskim Wschodzie, w celu pozyskania dla swej polityki pozytywnej opinii rodaków, osiągnięcia pełnego zaufania i  poparcia w duchu jedności narodowej.
Wojsko Polskie na Bliskim Wschodzie było dalekie od polityki Londynu, w Sikorskim widziało swojego wybawcę, który uratował je z sowieckiej niewoli. Sikorski przedstawiał istniejące trudności i niebezpieczeństwa, ufał, że Polska będzie sprawdzianem uczciwości zasad głoszonych przez Aliantów, zapewniał, że będzie walczył o wolność Polaków pozostałych w Sowietach. 
Gdy w drodze powrotnej wydarzyła się tzw. „Katastrofa Gibraltarska” zapanowała powszechna żałoba, że to nie tylko śmierć Sikorskiego, ale Polska jest stracona. Nawet Niemcy, zbrodniarze wojenni, honorowali morską drogę pogrzebu Sikorskiego. 
Tylko sowiecka propaganda próbowała skierować oskarżenie w stronę generała Andersa, oskarżając go o dokonanie zamachu. W wywiadzie dla Expresu Wieczornego 20 maja 1981 roku, bohater bitwy o Londyn, gen. Stanisław Skalski powiedział, że jest głęboko przekonany, że Sikorski został zamordowany. 
Był to mord polityczny. Zamykała się tragiczna karta historii Polski. Kilka dni po pogrzebie, generałowa Helena Sikorska przekazała Rządowi Polskiemu w imieniu swojego męża, jakby testament, pragnienie jedności, woli zjednoczenia, zapomnienia uraz, stawiania sprawy polskiej powyżej wszystkiego co dzieli, dążenia do Polski sprawiedliwej bez krzywdy ludzkiej.
23 marca 1985 roku podczas mojego odczytu o Sikorskim w Kole Akademików Polskich w Sydney w Australii w czasie dyskusji wypłynął spór dotyczący agenta stalinowskiego w służbie brytyjskiej Kima Philbi`ego, głównego sprawcy „Katastrofy Gibraltarskiej”, jednakże zgodzono się ze mną, że mimo wszystko głównym winowajcą jest Churchill, który nie zadbał o bezpieczeństwo polskiego sprzymierzeńca na swoim terytorium, a może chciał się go pozbyć, aby uwolnić się od zobowiązań. 
Pozostaje pytanie jak wielu ludzi znało tajemnicę dokonanej zbrodni, co wskazywałoby jak szeroki był krąg winnych. W dwudziestolecie dokonanej zbrodni Kim Philbi otrzymał honorowe obywatelstwo Związku Radzieckiego.
Po wielu latach trumna generała Sikorskiego została złożona na Wawelu. Wyjęto ją z ziemi angielskiej, gdzie leżała pod grubą betonową płytą, umieszczoną około metra pod ziemią, aby nikt nie mogł jej wydobyć. Generał nie został pochowany w mundurze, tylko w bieliźnie i jednym bucie. Na koszulce miał ślady krwi (od kul). Tajemnica jego śmierci pozostaje w archiwach angielskich, w archiwach głównych winowajców. Tą tajemnicą jest fakt, czy generała Władysława Sikorskiego zamordował agent sowiecki w uzgodnieniu z Anglikami, czy też Anglicy w uzgodnieniu ze Stalinem. 
Jak zamordowano córkę generała i inne osoby? Komu pozwolono żyć dalej? Co wiedział pionek w tej sprawie pilot czeski Prchal? Czy doczekamy się odpowiedzi na te pytania? Tego nie wyjaśni ekshumacja. Ekshumacja jedynie potwierdzi to co już wiemy, że generał Sikorski został zamordowany.

 

Gen. Stanisław Maczek

 

11 grudnia 1994 roku minęła pierwsza rocznica śmierci wybitnego generała, Stanisława Maczka. Urodził się 31 marca 1892 roku w miasteczku Szczerzec pod Lwowem. Jak wielu mieszkańców tej polskiej ziemi miał obce pochodzenie, jego dziadek był Kroatem. Do gimnazjum chodził w Drohobyczu, następnie studiował polonistykę na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Lwowskiego, pod kierunkiem wybitnych polonistów, profesorów Bruchnalskiego i Kallenbacha oraz sławnego filozofa, prof.  Twardowskiego. Równocześnie wszedł w środowisko akademickie tętniące działalnością patriotyczną. W tym czasie odbył przeszkolenie wojskowe i pierwsze ćwiczenia w Związku Strzeleckim. Służbę w legionach Piłsudskiego uniemożliwiło mu powołanie do armii austriackiej.
W wojnie światowej walczył na froncie włoskim, w  formacji wysokogórskiej, w pułku strzelców tyrolskich, dosłużył się stopnia porucznika. Zakończenie wojny 11 listopada 1918 roku, zastało go wysoko w Alpach. Dochodziły tu wiadomości o zajęciu Lwowa przez Ukraińców. Austria rozsypywała się. Tego samego dnia zjechał na nartach do Trydentu i w cywilnym ubraniu, przez Wiedeń szybko dotarł do Krakowa. W Krakowie jeszcze nie organizowano odsieczy dla Lwowa, zaproponowano mu służbę w oddziale oficerskim pilnującym magazyny. Stanisławowi Maczkowi śpieszyło się do walczącego Lwowa, do „swojego” Lwowa, pragnął jak najszybciej bić się za ukochany Lwów, ale docierały tu wiadomości, że linia Przemyśl  –  Lwów była przecięta przez Ukraińców. Postanowił spróbować drogi do Lwowa od południa, przez Podkarpacie. 14 listopada w Krośnie stanął do raportu u  dowódcy garnizonu, pułkownika Swobody i ... został dowódcą kompanii krośnieńskiej odsieczy dla Lwowa, w stopniu porucznika.
Był entuzjazm i  zapał, brakowało umiejętności, wielu ochotników nie umiało ładować broni, ale byli też starzy żołnierze i oficerowie, głównie artylerzyści. 20 listopada wyruszyła odsiecz na zaimprowizowanym pociągu pancernym w kierunku na Chyrów i pierwszej nocy odniesiono zwycięstwo na stacji Ustrzyki Dolne, podczas spotkania dwu pociągów wjeżdżających na stację z dwu stron. Przy pomocy polskich kolejarzy Polacy byli szybsi i rozgromili Ukraińców. Po paru dniach został zdobyty węzeł kolejowy Chyrów. Jednak „główne natarcie” rekruckiego batalionu na Felsztyn zaległo w ogniu artylerii ukraińskiej i ckmów. Czego nie dokonał cały batalion 20 p.p. - rozkazano wykonać jednej kompanii krośnieńskiej i udało się. Przez zaskoczenie i od tyłu, wzięto jeńców, 3  ckm oraz jedno działo 75 mm. Ale przez całą zimę walki toczyły się wokół Chyrowa, jedyna korzyść wynikała z odciążenia Lwowa przez wiązanie sił ukraińskich na szerszym terenie. W kwietniu 1919 roku objął „lotną kompanię” w  4  Dywizji Piechoty gen. Aleksandrowicza, do której zwerbował swoich żołnierzy wypróbowanych już w  walce.
Zaczęły się realizować marzenia Stanisława Maczka, zorganizowania jednostki posiadającej dużą siłę ogniową, zwiększoną szybkość ruchu, skracającą czas przerzutu jednostki w celu zachowania energii bojowej bez trudów marszowych. W  ofensywie majowej 4 plutony strzeleckie, na silnych wozach taboru, uzbrojone w kb, granaty ofensywne, ckm i moździerze ruszyły od Chyrowa na Drohobycz, (a na wieść o  zajęciu Drohobycza, Borysław sam się oswobodził, przepędziwszy Ukraińców) i dalej przez Stryj, Kałusz, Stanisławów, Buczacz aż do Zbrucza, gdzie zakończyła się ofensywa. Stanisław Maczek został zweryfikowany w stopniu majora ze starszeństwem od 1 czerwca 1919 roku.
Na zimę 1919 - 20 zabrano czasowo Stanisława Maczka do Oddziału Operacyjnego Sztabu 2 Armii. Wojnę z  bolszewikami 1920 roku rozpoczął bez własnego oddziału, pod Korcem nie udało mu się powstrzymać obcych żołnierzy, którzy w strachu przed Budionnym, „dali nogę”. Został sam w polu, ale lasy nad Horyniem były naszpikowane polskimi koloniami i  po trzech nocach dotarł do Równego. U  gen. Iwaszkiewicza we Lwowie, po tym doświadczeniu, zabiegał o własny oddział i otrzymał rozkaz organizacyjny. W Jarosławiu zorganizował z 400 ludzi batalion Strzelców. Już po kilku dniach został użyty w  ubezpieczeniu lwowskiej dywizji piechoty, w rejonie Mostów Wielkich. Po pierwszej zwycięskiej potyczce z  brygadą kozacką, został wcielony do pierwszej dywizji jazdy gen. Rómmla, jako batalion szturmowy. Dowódca dywizji miał zapewnić czas na reorganizację i przekazać ułanów, którzy stracili konie oraz wyposażyć w wozy, ale jeszcze tego dnia przyszedł rozkaz wymarszu na Waręż, aby związać Budionnego i  odciągnąć go z kierunku na Warszawę. Waręż został zdobyty i droga na tyły Budionnego otwarta. Rozkaz opuszczenia Waręża, niedopracowany w realizacji, spowodował utratę łączności batalionu z dywizją i utratę taborów. W  Zamościu do batalionu przybywali byli żołnierze z „lotnej”, wzrastało uzbrojenie w ckm-y, moździerze, a nawet taczanki.
Jeszcze kilka akcji i zakończyła się wojna polsko - bolszewicka. Batalion szturmowy przyjął imię kpt.  Maczka, tak głosiła urzędowa pieczątka oddziału. Po zakończeniu działań wojennych, po kilku miesiącach został rozwiązany, nie pasował do istniejących struktur wojskowo - organizacyjnych.
Od 1921 do 1923 roku Stanisław Maczek był dowódcą batalionu w 26 Pułku Piechoty we Lwowie. 1.VIII.1923 został mianowany podpułkownikiem Sztabu Generalnego i  skierowany do Wyższej Szkoły Wojennej. Po jej ukończeniu w 1924 roku został szefem Ekspozytury Oddziału II Sztabu Generalnego we Lwowie, a od 1927 do 1928 roku był zastępcą dowódcy 76 Pułku Piechoty w Grodnie. W latach 1929 - 1934 był dowódcą 81 Pułku Piechoty. 1.I.1931  roku został mianowany pułkownikiem dyplomowanym Sztabu Generalnego. Od 1935 roku był zastępcą dowódcy 1 Dywizji Piechoty w Częstochowie. W  październiku 1938 roku w uznaniu jego osiągnięć i zainteresowań otrzymał dowództwo pierwszej w Polsce wielkiej jednostki motorowej - 10 Brygady Kawalerii Zmotoryzowanej. Gen. Stachiewicz uprzedził go, że na ostatnich ćwiczeniach brygada „nie wykazała się”. Objął brygadę na Zaolziu, gdzie była w „akcji”. Brygada składała się z dwu pułków kawalerii, 24 pułku ułanów i 10 pułku strzelców konnych, przewożonych na samochodach ciężarowych, z dużą ilością motocykli oraz uzupełnieniami innych broni, dział, tankietek, czołgów 7 T.P. i artylerii motorowej, a wkrótce moździerzy 81  mm.
Do wybuchu wojny, do 1 września 1939 roku, Stanisław Maczek zdążył “zjeździć" brygadę, czyli dokończyć wyszkolenia motorowego, zgrać w akcjach, zwiększyć siły, przez nacisk na wyszkolenie elementarne. Brygada walczyła w  dyspozycji Armii „Kraków”, gen. Szyllinga, na osłonie od strony Nowego Targu i  Chabówki, przed silnym związkiem pancerno motorowym XII Korpusu, zadając nieprzyjacielowi poważne straty. Głównym zadaniem było zatkanie wąwozów górskich i zatrzymanie nieprzyjaciela, aby nie wyszedł na tyły wojsk polskich, a szczególnie grupy operacyjnej gen. Boruty Spiechowicza, również Lwowianina.
Z Armią „Kraków”, przebył całą drogę odwrotu przez Dunajec, Wisłokę, San. Od 12 do 17 września 1939 roku brygada przechodziła do obrony Lwowa w rejonie Żółkwi. Stanisław Maczek zameldował się u dowódcy frontu południowego, gen. Sosnkowskiego. 15 września 1939 roku został mianowany generałem brygady.
Jeszcze kilka lokalnych sukcesów wojskowych w walce z  Niemcami i w obliczu agresji sowieckiej został wydany rozkaz dla brygady do odstąpienia od Lwowa. Etapami kolejne rozkazy wyprowadziły brygadę na Węgry, ratując najlepiej wyćwiczony element Wojska Polskiego. Zakończyła się kampania wrześniowa. Z przygodami, w pierwszej kolejności żołnierze brygady uciekli do Francji. Szczęśliwe okoliczności już w  Stanisławowie pozwoliły na złączenie się rodziny gen. Maczka.
22 października 1939 roku, zameldował się w Sztabie Naczelnego Wodza w Paryżu. Generał Sikorski udekorował go Złotym Krzyżem Orderu Wojennego Virtuti Militari. Jako generał brygady został dowódcą obozu w Coëtquidan, jednak w trosce o swoich żołnierzy uzyskał zgodę gen. Sikorskiego na zbieranie ich w całości w Painpont i  Campeneac, tworząc ośrodek kawalerii i broni pancernej. Francuzi nie sprzyjali tworzeniu tak kosztownego wojska polskiego. Dopiero w marcu 1940 roku dali kilkanaście starych czołgów, strzelnicę czołgową, kilkanaście samochodów i motocykli i  rozpoczęto przeszkalanie załóg czołgowych w nowym ośrodku w Orange-Bolléne koło Avignon na południu Francji. Niestety nie można było się doprosić Francuzów o  kilka ckm-ów, rkm-ów i dział polowych, czy przeciwpancernych.
Dopiero gdy ruszyła niemiecka ofensywa majowa, Francuzi chcieli polskiej dywizji pancernej. Natychmiast, na alarm formowano polską dywizję lekką motorową, uzupełniając stany bojowe. Gdy 10  „brygada” kawalerii już pancernej dotarła na front, sąsiedujące jednostki francuskie istnialy tylko na papierze, front francuski załamał się i jedynie bezładne linie cofającej się piechoty utrudniały poruszanie się polskiej brygadzie. Po kilku na ogół szczęśliwych akcjach, w następstwie otoczenia przez Niemców, gen. Maczek podjął decyzję zniszczenia reszty sprzętu, podzielenia pozostałych 500 żołnierzy na grupki, po kilka osób i przedzierania się na południe do „francuskiej” Francji. Po pokonaniu licznych trudności przez Afrykę, Portugalię dotarli żołnierze brygady do Wielkiej Brytanii. Wojsko polskie było już użyte na terenie obrony wybrzeża szkockiego od Aberdeen po Edynburg, skąd wynikała pasja tworzenia wyłącznie piechoty.
Próbowano tu 10  brygadę kawalerii przeorganizować w 2 brygadę strzelecką, pod dowództwem kawalerzysty gen. Rudolfa Dreszera, a  14  pułk ułanów Jazłowieckich przesunięto do 1  brygady strzeleckiej, gen. Paszkiewicza. Gdy generał Maczek przybył do Londynu, natychmiast na dworcu kolejowym jego żołnierze przebrali go w czarną kurtkę skórzaną i beret pancerniaka.
Kiedy na wschodzie powstawało Ludowe Wojsko Polskie, było ono pozbawione fachowej kadry oficerów polskich, wyniszczonych przez Stalina, w Wielkiej Brytanii sytuacja była całkowicie odmienna, brakowało szeregowego żołnierza, a gdy się trafił strzelec, to był to strzelec z cenzusem. Ułatwiło to Stanisławowi Maczkowi przekonanie gen. Sikorskiego do tworzenia wojsk na wysokim poziomie wyszkolenia. Miał też poparcie innego Lwowiaka, dowódcy I  Korpusu Polskiego w Szkocji gen. Mariana Kukiela. Rozpoczęła się organizacja 10  brygady kawalerii pancernej, również na pododcinku obrony wybrzeża od Montrose do Dundee. Anglicy mieli bardziej praktyczne podejście niż Francuzi, udostępnili Polakom ośrodek szkolenia czołgistów w  Blairgowrie.
W  oddziałach zawrzała praca wojskowa, a czas umilała ukochana, wesoła »Lwowska Fala«, Szczepko i Tońko, Włada Majewska, Mira Grelichowska, Wiktor Budzyński, Wieszczek, Strońć, Rapacki, Bojczuk, Henio Hausman i kuzyn generała Staszek Czerny, zanim przeszedł na czołg. Gdy nadszedł dzień inwazji na kontynent, Polacy mieli swoją dywizję pancerną, wyposażoną przez Brytyjczyków w  nowy sprzęt. Jak zbadała komisja gen. Zająca, dywizja była bardzo dobrze wyszkolona, ale była całkowicie pozbawiona uzupełnień, które później napływaly z ochotników we Francji oraz spośród Ślązaków, jeńców z  armii niemieckiej.
Komisja gen. Władysława Langnera podkreśliła podeszły wiek i słaby stan fizyczny Polaków z Ameryki łacińskiej w służbach zaopatrzenia, co mogło mieć zgubny wpływ na sprawność dywizji. Jednak w przyszłości, gdy linie zaopatrzenia dywizji zaczęły się nadmiernie wydłużać, okazało się jak wielką wartość przedstawiali ci kierowcy z  Brazylii i  Argentyny.
W dniu 1  sierpnia 1944 roku dywizja w składzie 2  korpusu kanadyjskiego, rozpoczęła swój udział w inwazji na kontynent europejski, cały czas w natarciu. Dywizja odniosła wiele znaczących sukcesów w bitwie pod Falaise, gdzie zamknęła „worek” wojsk niemieckich we Francji, dalej w Belgii i  w  Holandii, w której położyła szczególne zasługi przy uratowaniu przed zniszczeniem Bredy.
W końcu lutego 1945 roku gen. Stanisław  Maczek został zaproszony ze szwadronem honorowym dywizji do Paryża, na uroczystość dekorowania pod Łukiem Triumfalnym, kilkunastu żołnierzy dywizji francuskimi odznaczeniami.
Wielkim wydarzeniem dla dywizji było wyzwolenie 17  kwietnia 1945 roku, w Niederlangen i  Oberlangen, (w Niemczech) obozu 1700 polskich kobiet, żołnierzy Armii Krajowej z  Powstania Warszawskiego.
Gen. Simonds, dowódca korpusu kanadyjskiego, któremu podlegała 1 dywizja pancerna i u którego boku siedział gen. Maczek podczas kapitulacji gen. Ericha von Straubego, uhonorował zasługi dywizji powierzając gen. Maczkowi przyjęcie 4 maja 1945 roku, kapitulacji Wilhelmshaven.
1.VI.1945 roku Stanisław Maczek został mianowany generałem dywizji, a już od maja 1945 roku dowodził I Korpusem, Od września do demobilizacji dowodził jednostkami Wojska Polskiego w Wielkiej Brytanii. Po wojnie osiadł w  Edynburgu w Szkocji. Światowej sławy, wybitny specjalista w zakresie wojsk pancernych pozostał bezrobotny. Nikt nie zaproponował jemu wykładów w wyższych szkołach, tak jak to się robi obecnie w stosunku do polskich ministrów, dla uznania ich zasług dla zachodu, sprzecznych z polskim interesem narodowym. Nie było powrotu do ojczystego Lwowa - żołnierze, którzy pozostawili cmentarze na szlaku bojowym, zostali pozbawieni prawa do ojczystej ziemi. Generał Maczek został barmanem, przyjął tę pracę od swojego żołnierza. Gdy dywizja generała Stanisława Maczka otrzymała honorowe obywatelstwo miasta Bredy, podpisane przez 40.000 mieszkańców, agentura stalinowska w  Warszawie „pozbawiła” generała Maczka obywatelstwa polskiego.
Ze łzą w oku opowiadał legendarny Tońko, jak był mianowany przez gen. Maczka podporucznikiem i  generał odpiął ze swojej beretki gwiazdkę, którą przypiął do beretu Tońka. Pamiątka ta dostała się w spadku Jurkowi Janickiemu, jakby w nagrodę za to co zrobił dla naszego Lwowa.
W 1993 roku Prezydent RP na chwałę naszej Ojczyzny Polski odznaczył gen. Maczka Orderem Orła Białego. Generał Stanisław Maczek żył prawie 103 lata, pochowany został wśród swoich żołnierzy na cmentarzu w Bredzie. Jego żołnierze przystąpili do budowy pomnika dywizji generała Stanisława Maczka w Warszawie.

 

Henryk Kustra

 

Henryk Kustra - Batiar nad Batiary. Kto to nie stroi się w legendę batiara. Nosić tytuł “Lwowskiego Batiara” to jest coś w rodzaju nobilitacji. Tońko i Szczepko byli batiarami „wielkiego ekranu”. Nawet pan Wojciech hrabia Dzieduszycki nadał sobie miano eksperta batiarskiej tradycji. Tymczasem Jurek Janicki, Jurek Michotek i wszyscy chłopcy z tak zwanych „pańskich domów” nosili we Lwowie miano „paniczyków”, „pańskich dzieci”. Chodziłem we Lwowie w doborowym towarzystwie do prywatnej szkoły Jana dra Niemca, na „słonecznym wzgórzu”. Wybuch wojny i śmierć mojego rodzeństwa sprawiły, że od pierwszych dni sowieckiej okupacji zacząłem zdobywać batiarskie szlify. Ulica stała się moim drugim domem.
Napisałem wiele „Lwowskich Sylwetek”, ale Henryk Kustra jest pierwszą postacią, którego życiorys może służyć za wzór bohatera powieści Kornela Makuszyńskiego lub Haliny Górskiej.
Henryk Kustra urodził się we Lwowie prawdopodobnie 18 stycznia 1926 roku. Jego ojciec Franciszek służył w żandarmerii austriackiej, a następnie polskiej.
Po odzyskaniu niepodległości podjął pracę w policji, pracował na posterunku na Zniesieniu, które wówczas było przedmieściem Lwowa. Skończył już czterdzieści lat, gdy ożenił się z Ludwiką z domu Małkowicz. Ludwika miała dwie siostry w Stanach Zjednoczonych, jedną we Lwowie oraz trzech braci. Jeden z braci miał gospodarstwo we wsi Łukowice koło Żurawna, stacja kolejowa Nowosielce.
Kustrowie mieli troje dzieci. Starszy brat Henryka, Tadeusz urodził się w 1924 roku, a  siostra Maria urodziła się w 1927 roku. Szczęśliwe lata rodziny Kustrów zakończyła w 1932 roku śmierć matki, która szczególnie ciężko doświadczyła ojca. Po śmierci matki córka Maria wychowywała się w zakładzie dla sierot rodzin wojskowych u Sióstr przy ulicy Szymonowiczów. Chłopcy pozostali przy ojcu. Tadeusz był już ukształtowany przez matkę, był ministrantem w  starym drewnianym kościółku na Zniesieniu. Henryk jeszcze był za młody, zdobywał samodzielnie trudne doświadczenia życiowe.
Ojciec przeszedł na emeryturę i pracował w  „Czuwaju” w Zakładzie Czyszczenia Miasta przy ul. św. Marcina.
Gdy sowieci zajęli Lwów, ojciec zagrożony aresztowaniem musiał się ukrywać. Nie mogąc podołać ciężkim zadaniom bez pomocy zmarłej żony niestety zbyt często zaglądał do kieliszka. Henryk został „głową rodziny”. Źródłem utrzymania były towary z transportów, w  których sowieci wywozili na wschód zrabowane wszelkie polskie dobra. Na stacji Podzamcze stały wagony pełne żywności. Henryk rozbijał zamknięcia wagonów i razem z  innymi batiarami, z narażeniem życia, zdobywał żywność dla rodziny.
Enkawudziści poszukując ojca, przyszli do mieszkania Kustrów i zabrali obu chłopców do wagonów towarowych (t.zw. bydlęcych) stojących na dworcu Podzamcze, chociaż lwowscy Ukraińcy towarzyszący enkawudzistom głośno kwestionowali wywożenie sierot - dzieci na Sybir. Na drugi dzień zabrali chłopców na przesłuchanie do swojego biura, wezwali też stryjenkę (żonę stryja), która mieszkała przy ul. Szewczenki na Zniesieniu. Najpierw enkawudziści wypytywali się gdzie jest ojciec, a później powiedzieli, że ojciec został aresztowany i zabierają chłopców, aby byli razem z ojcem. W tym czasie ojciec chłopców był jeszcze na wolności. Henryk wspomina, że jadąc na przesłuchanie pierwszy raz w życiu siedział w tak eleganckiej limuzynie (zapewne też zrabowanej w Polsce).
Dwa dni stał pociąg na dworcu. Przetrzymywanie ludzi w wagonach miało na celu wyłapanie ukrywających się mężczyzn. Wielu zgłosiło się dobrowolnie do swoich rodzin, zostali aresztowani i odesłani do więzienia, a  rodziny były wywożone bez nich. Ojciec Henryka został aresztowany kilka miesięcy później i rozstrzelano go na podwórzu w Brygidkach.
Henryk był sprytny, rozplątał druty kolczaste w okienku od strony torów kolejowych i szybko wydostał się na wolność, ale brat nie chciał iść w jego ślady. On chciał być razem z ojcem. W  swojej naiwności darzył zaufaniem zbirów z NKWD. Łatwo wyjść, ale wejść przez okienko nie było można. Henryk nie chciał brata zostawić samego, zdawał sobie sprawę z tego, że starszy brat jest bardzo bezradny. Przeszedł na drugą stronę na peron do bojca - sowieckiego żołnierza, żądając aby wpuścił go do wagonu, dostał nawet kolbą, jednak po awanturze i  tłumaczeniu, że jest z tego wagonu, powrócił do brata. Stryjenka przyniosła chłopcom do wagonu ciepłe rzeczy.
13 kwietnia 1940 roku Henryk zapisał w małym notesiku, 8x5 cm oprawnym w blachę, datę wyjazdu ze Lwowa do nieludzkiej ziemi. Ten notesik - pamiętnik towarzyszył mu przez całą wojnę, przeszedł wszystkie kontrole, zasypywany pod nogami w piasku podczas rewizji osobistych, podczas których rozbierano rewidowanych do naga. Dziś przypomina nazwy miast i  daty.
To co działo się podczas jazdy przekracza wszelkie wyobrażenia. Młode dziewczęta wstydziły się załatwiania potrzeb fizjologicznych publicznie, co dało początek chorób. W  wagonie panował smród. Do jedzenia dostawali skromne porcje chleba, suszoną rybę i  „kipiatok”. Henryk zmajstrował „urządzenie” do otwierania drzwi podczas jazdy, z cichą zgodą wartownika. Od niego też dowiedział się, że mają szczęście i jadą na południe, a tam można przeżyć. Podróż przedłużała się, linie kolejowe były zajęte przez transporty rannych żołnierzy sowieckich z frontu fińskiego, których wywożono też na południe, aby ukryć ich przed okiem mieszkańców wielkich miast.
Dalej, gdy nie było już kolei, wieziono ich samochodami aż do celu, którym była ferma Michajłowka należąca do sołchozu „Krasnyj Skołowod” we wsi Woroncowka w rejonie Gieorgiewka, Semipałatyńskoj Obłasti, blisko, niewiele ponad dwieście kilometrów od granicy Chin.
W sołchozie było dużo koni. Kazachowie je ujeżdżali, a Henryk z bratem paśli konie i kosili trawy. W sołchozie mieli amerykańską kosiarkę do trawy. Henryk szybko opanował język kazachski, co zjednało mu sympatię Kazachów.
Była tu rodzina wiceprezydenta Lwowa Iżyka oraz rodzina redaktora „Chwili”. Dwie osoby wydobyła stąd Wanda Wasilewska. Nawet trafili tu mężczyźni, prawdopodobnie oficerowie Wojska Polskiego. Grupa tych mężczyzn pracująca w charakterze pastuchów przygotowała sobie ucieczkę przez pustynię Gobi w Chinach do Indii. Którejś nocy ukradli konie i żywność i  uciekli.
W niezwykle trudnych warunkach głodu i mrozu pomagały chłopcom przeżyć paczki żywnościowe przesyłane przez Lwowski Komitet Pomocy dla Polaków w ZSRR. Henryk zachował w pamięci wdzięczność dla tych bezimiennych Lwowiaków, którzy ratowali ich od śmierci głodowej.
W lecie mieszkali w polu w szałasach, na zimę zakwaterowano ich w szkole, podczas zimy wicher górski „buran” zasypał całą szkołę. Wkrótce budynek odkopano.
Podczas pracy Henryk miał wypadek, byk zaatakował konia, Henryk spadł z konia, dwa dni przeleżał w polu, zanim go odnaleziono.
W listopadzie 1941 roku chłopcy zostali zwolnieni. Radio nadawało informacje o rejonach werbunkowych do Wojska Polskiego. Znajomy Kazach podwiózł ich kawałek w kierunku stacji kolejowej, dalej szli na piechotę. Po tygodniu dotarli do stacji. Gips na złamanej nodze spełniał rolę dobrego buta. Rozpoczęła się podróż pociągami towarowymi do wojska polskiego, do wolności. Henryk jak oka strzegł swojego majątku złożonego z kociołka i patelni. Później pod koniec wędrówki nawet to im ukradli. Jak dobrze poszło ukradł kurę, czasem na płytkich wodach łapał na pętle, wygrzewające się w słońcu pstrągi. A gdy zabrakło szczęścia musiał nauczyć brata jedzenia mięsa z  dzikich kotów oraz węży.
Jechali dalej jak „biesprizorniki” pociągiem towarowym. Na jakiejś stacji ulitowała się nad chłopcami Rosjanka konduktorka i zabrała ich do swojego przedziału służbowego w pociągu osobowym, aż do białych pól bawełny w Uzbekistanie. Zdarzyło się, że na stacji Czimkent (Чимкент) dostali parę bułek od bufetowej (mieli już za sobą 1400 km w prostej linii). Na dalszą drogę musieli zarobić trochę „groszy”. Teraz już za „pieniądze” pracowali przy skubaniu bawełny w kołchozie Antonówka. Tu Henryk nabawił się malarii. W  Uzbekistanie jedli melony, kawony, jajecznicę z jaj żółwich, a nawet czasami żółwia złapanego w drewnianych kanałach. 
Wynędzniali, ludzkie cienie, dwa lata po wywiezieniu ze Lwowa, przybyli w kwietniu 1942 roku do Czokparu, (małej mieściny w górach - według Józefa Czapskiego - na wysokości 1200 metrów nad poziomem morza, w której znajdował się zalążek organizacyjny 8 Dywizji Piechoty). Brat był bardzo wycieńczony, miał już chyba początki tyfusu. Dodali sobie parę lat i  przyjęto ich do wojska. Dostali mundury. Łachy ich spalono. W każdym przypadku ratowano polskie dzieci. Nikt nie sprawdzał wieku.
Ratowano polskie dzieci. Wszyscy byli chorzy.
Dalej przewieziono ich do Guzaru (Гузар) w Uzbekistanie, gdzie był Ośrodek Zapasowy.
Po kontomocji (spisaniu przebytej drogi i informacji o ludziach - zesłańcach z  którymi się stykali), umieszczono ich w Karkinbataszu (musiała to być mała miejscowość, ponieważ nie ma jej na mapach).
Następnie w Szach-Ryzjabs (pisownia wg gen. Szyszki Bohusza, - Шахрисябз - Henryk zapisał Szachiziab) gdzie stacjonowała 6 Dywizja Piechoty, 10 kwietnia 1942 roku otrzymali przydział do junaków. Obaj zostali umieszczeni w szpitalu. Tadeusz na tyfus, Henryk na zapalenie stawów i malarię. W  baraku na ziemi, bez łóżek, czasami na podłodze z desek, częściej na ubitej glinie umierały dzieci na czerwonkę. Henrykowi kazano przykładać dzieciom pod stopy worki z gorącą wodą, aby ulżyć w bólach umierającym.
Nadszedł czas ewakuacji armii Andersa do Persji (Iranu). Zaufany NKWD ppłk. Zygmunt Berling, którego później Stalin awansował na generała był Komendantem Bazy Przeładunkowej w  Krasnowodsku nad morzem Kaspijskim. NKWD pilnowało, aby nie została przekroczona liczba 70.000 ewakuowanych osób, w ten sposób Stalin próbował utrudnić ewakuację polskich dzieci i rodzin, jak również mniejszości narodowych, a szczególnie Żydów.
Po zakończonej ewakuacji ppłk. Berling, który pozostał na stalinowskiej służbie, archiwa polskie przekazał władzom NKWD.
19 sierpnia 1942 roku po rewizji NKWD oraz badaniach lekarskich dostali się bracia na kuter rybacki. Był to ostatni transport. Bratu lekarze nie pozwolili jechać, ale brat powiedział, że jeśli ma umrzeć, to chce umierać w wolnym kraju.
25 sierpnia dotarli w skrajnym wycieńczeniu do szpitala w Pachlewi (Пехлеви), w tym dniu Henryk widział ostatni raz swego brata. Według informacji PCK z 2 czerwca 1943 roku, Tadeusz zmarł w Pahlewi 26 sierpnia 1942 roku, jeden dzień po wydostaniu się z ZSRR. Henryk podczas ataków malarii leżał po kilka dni nieprzytomny. Dopiero 14 października tr. australijska karetka pogotowia przewiozła go do szpitala, obok pałacu królewskiego w Teheranie. 
Po jakim takim wyzdrowieniu Henryk został przewieziony do Kanakinu w Iraku. W czasie jazdy samochodami podbiegali do nich sowieccy żołnierze z wojska okupującego Iran. Oddając karabiny krzyczeli „ja Poliak, ja Poliak”. Przebierano ich w polskie mundury i służyli potem w wojsku polskim. Czy byli to Polacy, czy tylko chcieli być w wojsku polskim, trudno Henrykowi ocenić po latach.
Przez Mezopotanię, Bagdad, Transjordanię, przez rzekę Tygrys, Jordan dotarli 10 grudnia 1942 roku do Palestyny. Z chlebem i solą, staropolską tradycją, ze łzami w oczach witali ich lwowscy Żydzi i Żydówki.
Tu dopiero kandydaci do wojska zostali właściwie posegregowani, poprawiono im lata zgodnie z prawdą.
Henryk został skierowany do brytyjskiej szkoły łączności pod Kairem (6 km od Piramid - Mena camp). W szkole nauczyciele Brytyjczycy mówili po polsku. Były tu trzy szkoły junackie: lotnicza, łączności i mechaniczna. Szkołą opiekowała się siostra króla Faruka. Do szkoły przyjeżdżały z Polskiego Czerwonego Krzyża w  Kairze panie Bujnowska i  Szczeniowska, które szczególnie opiekowały się polską młodzieżą. Pani Szczeniowskiej Henryk powierzył sprawę odszukania swego brata i ona zawiadomiła go o śmierci brata.
Równolegle przy kursie łączności w roku szkolnym 1943/44 Henryk ukończył siódmą klasę szkoły powszechnej powołanej przez Delegata Ministra Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego w Jerozolimie.
Z dyplomem POLISH BOYS TRAINED BY ROYAL CORPS OF SIGNALS w kieszeni Henryk przeszedł kampanię włoską pełniąc służbę w jednostce łączności wsparcia lotniczego pod dowództwem Franciszka Wysłoucha.
Otrzymał pamiątkowe odznaczenia:
- polskie: „Polska Swemu Obrońcy” - Medal Wojska (2 Korpusu) nr 53 - nadany w 1945 roku we Włoszech, Krzyż Monte Cassino w maju 1944 roku, Krzyż Czynu Bojowego Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie nadany 06/04/95 przez Prezydenta RP
- brytyjskie: Gwiazda za wojnę 1939 - 45 (1939-45 Star), Gwiazda Afryki (Africa Star), Gwiazda Włoch (Italy Star), Medal Obrony (Defence Medal), Medal Wojenny 1939-45 (War Medal 1939-45).
Po wojnie 19 lipca 1946 przyjechał do Szkocji. Był tu Polski Korpus Przysposobienia i  Rozmieszczenia, który zajmował się dalszymi losami żołnierzy pozbawionych możliwości powrotu do Ojczyzny. Szkoci to był naród biedny, tak samo jak Polacy, nie mieli nic, na pamiątkę dali Polakom swoje córki. Trzy siostry Szkotki wyszły za mąż za Polaków, mężami zostali: Józef Duks, Alojzy Gruszka i Henryk Kustra.
Komendant Ośrodka Demobilizacyjnego płk Dudziński wydał Henrykowi potwierdzenie odbycia służby wojskowej od 26.8.1942 do 6.8 1948 roku. Pozbawiony całkowicie dzieciństwa od samego początku wojny skazany na dorosłe życie, po zaliczeniu sześciu lat służby wojskowej, Henryk rozpoczął 1 września 1948 roku pracę zarobkową w Australii. Miał już 22  lata.
Już w Londynie 31 sierpnia 1946 roku rozpoczął poszukiwania swojej siostry. Również poszukiwania przez Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża w Genewie nie dały rezultatu, czas od 28.6.1955 - 26.3.1956 nie wystarczył na poszukiwania. Instytucja ta w Związku Radzieckim nie cieszyła się poważaniem i nie odnalazła siostry.
6 stycznia 1956 roku australijski czerwony krzyż RCS przysłał pismo z informacją ze Szczecina, że Tadeusz Szewczuk zamieszkały w Lwówku Śląskim przy ul. Redłówka 13 był w Londynie i poszukuje Henryka i Tadeusza Kustrów. Tak dowiedział się Henryk, że jego siostra czeka na braci we Lwowie.
Radość Henryka zakłócił konsulat sowiecki w Sydney nie dając mu wizy do Lwowa. Maria Kustra rozpoczęła starania w NKWD o „repatriację”, uzasadniając tym, że we Lwowie nie może spotkać się z bratem. Po paru miesiącach w 1956 roku zamieszkała w Gliwicach. Do Lwowa Henryk, aż się palił, Gliwice dla niego były obcym miastem, poza tym pracował i nie chciał tracić pracy. Spotkanie rodzeństwa nastąpiło dopiero w 1971 roku.
Dziś Henryk bierze udział w spotkaniach polskich w Sydney, ma trójkę dorosłych dzieci i wnuki. Zostawił gdzieś daleko, jak na innej planecie swój Lwów i swoje serce. Myślami często ucieka nad mogiłę swojego ukochanego brata, daleko na obcej ziemi.

 Błogosławiona Marcelina Darowska

Marcelina z Kotowiczów Weryha Darowska urodziła się 16 stycznia 1827 roku w Szulakach, w zaborze rosyjskim na pograniczu Podola i Ukrainy, w dawnym województwie bracławskim, w tym samym, w którym urodził się Aleksander Jełowicki, uczestnik powstania listopadowego na Ukrainie, kapłan, członek Zakonu Zmartwychwstańców, autor „Moich wspomnień” półoficjalny przedstawiciel Kościoła Katolickiego w ujarzmionej Polsce przy Papieżu.
Marcelina była piątym dzieckiem Jana Kotowicza, marszałka szlachty i Maksymilii z Jastrzębskich. W 1849 roku wyszła za mąż za Karola Weryhę Darowskiego i zamieszkała w majątku męża, w Żerdziach koło Kamieńca Podolskiego. Małżeństwo miało dwoje dzieci, córkę i syna. Trzy lata po ślubie Marcelina owdowiała, umarł także mały synek. Dla podratowania zdrowia w 1853 roku, zostawiwszy córeczkę u swoich rodziców, wyjechała do Paryża.
Tam poznała O. Aleksandra Jełowickiego, wydawcę dzieł Adama Mickiewicza i opiekuna jego rodziny, przyjaciela Fryderyka Chopina, którego nazwał poetą muzyki, któremu udzielił ostatniego namaszczenia. Aleksander Jełowicki nie tylko załatwił audiencję u Papieża Adamowi Mickiewiczowi, ale również Marcelinę Darowską skierował do Rzymu, pod opiekę O. Hieronima Kajsiewicza i Józefy Karskiej, która przygotowywała się do założenia zgromadzenia poświęconego wychowywaniu dziewcząt z wyższych klas społecznych w Polsce. W Rzymie Marcelina Darowska, postanowiła poświęcić się organizacji tego zgromadzenia pod kierownictwem O. Kajsiewicza. „W wykonaniu zamiaru - pisał O. Jacek Woroniecki - napotkała na wielkie trudności zarówno ze względu na stosunki rodzinne i majątkowe, jak i ze względu na stosunki polityczne na Ukrainie i Podolu” (Podole i Ukraina w tym czasie, były nazwami regionów geograficznych).
Pokonywanie tych trudności zajęło sześć lat, szczególnie z ratowaniem zdrowia córki. W czasie kuracji w Szczawnicy (1858 rok) i w Nizzie (1859 rok - to była Nysa - ówczesna pisownia niemiecka była przez Nissa) Marcelina zapisywała myśli określające cele i zasady organizacji nowej rodziny zakonnej. Dziesięć miesięcy po obłóczynach, w końcu 1860 roku, gdy zmarła Józefa Karska, Marcelina zajęła się organizacją nowej instytucji. Po dwu latach wzrastające grono sióstr niepokalanek Marcelina przeniosła do Polski i przez pięćdziesiąt lat była duszą młodego zgromadzenia. W pierwszym dziesięcioleciu w tym trudnym dziele wspierał Ją O. Kajsiewicz, którego należałoby uważać za jednego z założycieli zgromadzenia.
Jednak główną rolę odegrała Marcelina Darowska, opracowała organizację zgromadzenia i tchnęła w nie własnym życiem duchowym, przykładem, żywym słowem i piórem, rozwijając działalność zgromadzenia, które promieniowało na kilka pokoleń niewiast polskich i ich rodzin. „Pierwszy w Polsce dom zakonny nowego zgromadzenia - pisał O. Jacek Woroniecki - powstał w 1863 roku w Jazłowcu koło Buczacza. Po nim powstały domy w Jarosławiu, w Niżniowie i w Nowym Sączu; każdy z nich miał zakład wychowawczy ze średnią szkołą dla dziewcząt oraz szkołą, (obecnie nazywaną podstawową), dla okolicznych dzieci. W 1907 roku udało się Marcelinie rozpocząć działalność w obszarze zaboru rosyjskiego, dokąd wysłała swoje siostry, do Szymanowa pod Warszawą i do Słonima, gdzie siostry niepokalanki przybyły w przebraniu sióstr bernardynek, po których pozostał tam klasztor.”
O wyborze Jazłowca na klasztor Sióstr Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny zadecydował fakt ofiarowania przez barona Krzysztofa Błażowskiego starego, zdewastowanego pałacu. (według Adama Żarnowskiego) O pałacu, we wrześniu 1862 roku, pisała Marcelina Darowska „... Gmach ogromny o 62 pokojach i śliczny, ale bardzo zrujnowany. Wyrestaurowanie jego i przerobienie odpowiednio naszym potrzebom wymagałoby nakładu 12.000 florenów austriackich. Pałac ma śliczną, ogromną salę na kaplicę i stary, wielki ogród. Położony jest za miasteczkiem, które tylko z daleka widać, na górze oblanej rzeczką (Olchowcem - dopływ Strypy) - i samą naturą, jakby oddzielone od reszty świata...”.
Wspomniana przez Marcelinę Darowską sala, w której znalazła pomieszczenie późniejsza kaplica, była to piętrowa sala balowa z balkonami dla orkiestry. W sali tej konfederaci targowiccy przygotowywali hańbiącą ugodę z carycą, o czym Marcelina Darowska nie mogła jeszcze wiedzieć. W kaplicy klasztornej postawiono figurę Niepokalanej Dziewicy, wykonaną w 1884 roku w Rzymie przez artystę rzeźbiarza Oskara Sosnowskiego, a poświęcił ją arcybiskup Zygmunt Szczęsny Feliński, który przybył do Jazłowca po powrocie z zesłania w głębi Rosji (na Sybirze). W Jazłowcu kształciło się około 60 uczennic, wśród nich była Maria Rodziewiczówna, autorka wielu patriotycznych powieści.
Marcelina z Kotowiczów Darowska otrzymała w Bożym darze niepospolite zdolności umysłowe i głębię życia duchowego, które uwidaczniały się od wczesnej młodości. Miała duży urok osobisty i posiadała umiejętność oddziaływania na swoje otoczenie. Dawała przykład wielkiej religijności, rozumiejąc jak wielkie znaczenie ma to dla podniesienia umysłowego i moralnego poziomu życia duchowego społeczeństwa oraz jak to jest ważne dla odrodzenia narodowego.
Miała też duże zdolności pisarskie. „W miarę rozwoju życia duchowego - pisał O. Jacek Woroniecki - zaczęła opisywać swe przeżycia wewnętrzne; pisma jej pod tym względem są bardzo cenne jako próba oddania podstawowych zagadnień ascetyki i mistyki w nowożytnej mowie polskiej. W pracy pedagogicznej pragnęła ona oprzeć wychowanie na tradycjach rodzinnych i wprowadzić do szkoły atmosferę rodzinną wzajemnego zaufania. W poczynaniach tych widoczne są wpływy współczesnych jej prądów umysłowych, szczególnie romantyzmu, który na poglądach wychowawczych i jeszcze bardziej na języku Darowskiej wyraźne zostawił piętno. W szeregu wychowawców polskich w XIX wieku Darowska zajmuje wybitne stanowisko: jedna z pierwszych zrozumiała ona potrzebę przygotowania kobiety do świadomej pracy społecznej; przygotowanie to opierała na harmonijnym powiązaniu pierwiastków życia religijnego, które umiała bardzo głęboko w młodych duszach zaszczepiać, z czynnikami narodowymi, traktowanymi jako zastosowanie praktyczne miłości bliźniego.
Rozpoczynając swe dzieło wychowawcze w okresie najsilniejszego ucisku politycznego, z całą świadomością kładła u jego podwalin to przekonanie, że służba narodowa jest cząstką służby Bożej i to bardzo doniosłą, gdyż zapewniającą duszom mocne podstawy życia moralnego, bez których czynniki nadprzyrodzonego życia religijnego nie dadzą się w duszach ugruntować.” 
W pracy swej nawiązała do tradycji „matki Polki”, dotychczas kształtowanej wyłącznie w patriotycznych domach polskich.
W jej dziele służyło wiele sióstr niepokalanek, w dniu Jej śmierci było ich 350, zgromadzonych w sześciu domach. Marcelina dożyła pociechy błogosławienia swojego prawnuka. Zmarła 5 stycznia 1911 roku. Pochowana została w grobowcu zakonnym zbudowanym w ogrodzie dawnego pałacu. Mowę żałobną wygłosił arcybiskup obrządku ormiańskiego, metropolita lwowski, ksiądz Józef Teodorowicz, jeden z najwspanialszych kaznodziejów dwudziestego wieku, uwielbiany przez Lwowian, gorący polski patriota, pełen miłości Ojczyzny.
Zakład przetrwał okupację wojsk ukraińskich i najazd bolszewicki. Walki z Ukraińcami trwały tu najdłużej, decydująca bitwa rozpoczęła się 11 lipca 1919 roku i trwała trzy dni, po czym wojska ukraińskie wycofały się za Zbrucz. W walkach tych wielką sławą okrył się 14 pułk ułanów, który później nazwano 14 Pułkiem Ułanów Jazłowieckich, a marszałek Józef Piłsudski udekorował sztandar pułku srebrnym Krzyżem Virtuti Militari. Przypadek sprawił, że w walkach o Jazłowiec brali udział: Jan Gromnicki, wnuk Marceliny Darowskiej i jego syn Stefan Gromnicki odznaczony dwukrotnie Krzyżem Walecznych. Koszary Ułanów Jazłowieckich we Lwowie zajmowały wiele obiektów na Łyczakowie, aż za rogatkę.
W dwudziestoleciu niepodległej Polski ukazało się wiele prac poświęconych dziełu Marceliny Darowskiej i Jej świętemu życiu. W 1938 roku wydrukowano Jej pracę, pt.: „Kłosy z Bożej roli”. Wiele bezcennych zapisków Marceliny Darowskiej dotyczących Jej wewnętrznego życia, wizji i ekstaz, które przeżywała przez 20 lat, do 1874 roku, nigdy nie opublikowano, pozostały w zbiorach zakonnych, natomiast opracowana została „asceza życia zakonnego”. (Zarys dziejów duchowości w Polsce - Karol Górski s.294) „Pierwszy raz język polski został użyty do oddania tajemniczej mowy Boga do człowieka - pisał O. Jacek Woroniecki - do opisania tego tak trudnego do ujęcia w słowa ludzkie obcowania człowieka z Bogiem w najgłębszych tajnikach duszy”. Jej dzieło kontynuowały Siostry Niepokalanki, prowadząc m.in. w Jazłowcu dwa kierunki wychowawcze: gimnazjum i liceum humanistyczne oraz szkołę gospodarstwa wiejskiego noszącą nazwę „Seminarium Gospodarcze”.
W czasie drugiej wojny światowej, Jazłowiec zamieszkały w 70% przez ludność polską, nie był atakowany przez bandy banderowców, jednak w listopadzie 1943 roku wysłane dla zbadania sytuacji w Niżniowie w drodze powrotnej do Jazłowca zostały zamordowane dwie zakonnice z Jazłowca, siostra Stefania Ustyanowicz oraz siostra Laetitia, Jadwiga Szembek.
Na wiosnę odnaleziono w lesie ich szkielety, siostra Stefania została przepiłowana piłą. Obie zostały pochowane w grobowcu jazłowieckim. (Na Rubieży, nr 32 - 1998, str. 34)
8 grudnia 1943 roku został zamordowany przez banderowców ksiądz Andrzej Kwaśnicki. Zwłok ofiary nigdy nie odnaleziono (Na Rubieży, nr 4/14 - 1995, str. 13).
Podczas napadu band UPA w Niżniowie w marcu 1944 roku zginęło w klasztorze wiele osób porąbanych siekierami. Uratowała się ranna niedawno zmarła siostra Teresa.
Obiekty klasztorne i kościół zostały rozebrane na materiał budowlany. Ukrainki z Niżniowa opowiadają, że ludzie, którzy z tego materiału wybudowali sobie domy, słyszeli w nich grę organów, żyli w ciągłym strachu, chorowali na jakieś dziwne choroby i szybko umierali, mówią, że to kara Boska. Czy można poważnie potraktować wypowiedzi tych Ukrainek? Nie umiem na to odpowiedzieć. Są takie wydarzenia, których istnienia człowiek nie pojmuje.
6 października 1996 roku Ojciec Święty Jan Paweł II wyniósł Marcelinę Darowską na ołtarze.

 Gen. Roman Abraham

Ziemia Lwowska wydała tysiące wybitnych postaci, których działalność we wszystkich dziedzinach życia zapisała się trwale w historii Polski. Nie ma w  Polsce miasta, w  którym nie pozostałby ślad tej działalności. Ojciec generała, profesor Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie Władysław Abraham stworzył podwaliny naukowego traktowania pierwszych wieków polskiego chrześcijaństwa, stworzył lwowską szkołę badania dziejów kościoła w  średniowieczu, z  uwagi na szczupłość materiałów źródłowych, polegającą na doskonaleniu metod prac badawczych opartych na krytyce źródeł, dedukcji historycznej, metodzie porównawczej z  wykorzystaniem archeologii i etnografii. Był to wielki wkład do ogólnego rozwoju mediewistyki, dziedziny badań dziejów średniowiecza. Władysław Abraham zajął się po śmierci rodziców, wykształceniem swojego młodszego przyrodniego brata, poźniejszego prof. Czesława Nankego, którego podręczniki historii służyły w latach międzywojennych wszystkim maturzystom i  na pewno marzył o  karierze naukowej dla swego syna. Jednak Roman Abraham przeznaczył swoje życie, wybitne uzdolnienia oraz olbrzymią pracowitość walce i służbie dla niepodległości Polski.
Roman Abraham urodził się 28 lutego 1891 roku we Lwowie, ukończył słynne gimnazjum w  Chyrowie, studia na Uniwersytecie Jana Kazimierza i uzyskał doktorat  prawa w  1915 roku. Był działaczem niepodległościowym w Związku Młodzieży Narodowej „Zet” oraz w Drużynach Bartoszowych.
Powołanie do służby w armii austriackiej, uniemożliwiło mu służbę w legionach, walczył na wszystkich frontach: francuskim, rosyjskim, rumuńskim, serbskim i włoskim, kończąc służbę w stopniu porucznika kawalerii. W obronie Lwowa brał udział już 1  listopada 1918 roku, był dowódcą reduty III odcinka na Górze Stracenia. 22 listopada jego oddział „Straceńców” zawiesił na wieży ratusza biało czerwoną chorągiew. Jeszcze w tym roku awansował na stopień rotmistrza.
W  1919 roku walczył na stanowiskach dowódcy batalionu, pułku i  I  podgrupy Grupy Operacyjnej gen. Władysława Sikorskiego. W czasie walk cztery razy został ranny. W czerwcu otrzymał nominację na stopień podpułkownika, a  w  sierpniu podjął służbę w III Dyonie Lotniczym, w   59 eskadrze pod Lwowem. W  1920  roku został dowódcą Brygady Małopolskiej Oddziałów Ochotniczych. W latach 1921 - 1922 służył w barwach 14 pułku Ułanów Jazłowieckich. Był oficerem do szczególnych zleceń szefa Sztabu Generalnego.
Jako Roman Wydera brał udział w  przygotowaniu Trzeciego Powstania Śląskiego, współpracując z komisarzem plebiscytowym Wojciechem Korfantym. 29  kwietnia  1921 roku uczestniczył w  odprawie Dowództwa Oddziałów Powstańczych. Pełnił funkcję oficera łącznikowego Ministra Spraw Wojskowych i  Polskiego Sztabu Generalnego w Naczelnej Komendzie Walk Powstańczych. Organizował transporty ochotników do powstania, dostawy broni i  amunicji.
Z  ramienia władz polskich przeprowadzał rozmowy z   przedstawicielami Międzysojuszniczej Komisji Plebiscytowej w sprawie ustalenia linii demarkacyjnej. Po zakończeniu misji na Górnym Śląsku, był na kursie w Szkole Sztabu Generalnego i  został asystentem, a następnie kierownikiem katedry taktyki ogólnej w Wyższej Szkole Wojennej.
W grudniu 1927 roku został dowódcą 26 Pułku Ułanów Wielkopolskich im. hetmana Wielkiego Litewskiego Jana Karola Chodkiewicza w  Baranowiczach, a  miesiąc później został awansowany na pułkownika dyplomowanego. Dowodził kolejno Brygadami Kawalerii „Toruń” (1929), „Bydgoszcz” (1933) i  Wielkopolską Brygadą Kawalerii (1937). W latach 1932 – 1933 przechodził przeszkolenie na Centralnych Wyższych Studiach Wojskowych. 19 marca 1938 roku został mianowany generałem brygady.
Brał udział w odzyskaniu Zaolzia, zamieszkałego jeszcze wtedy przez 85% Polaków. Dopiero po drugiej wojnie światowej Czesi wyniszczyli w 50% polskie skupisko na Zaolziu. W kampanii wrześniowej dowodził swoją brygadą, a od 15  września Grupą Operacyjną Kawalerii złożoną z  Wielkopolskiej i  Podolskiej Brygady Kawalerii.
Lance do boju, szable w dłoń, bolszewika goń, goń, goń, przez wiele lat wyśmiewała się komuna z Wojska Polskiego. Brygada kawalerii składała się z 3 – 4 pułków konnych (ułanów i  strzelców konnych), dywizjonu artylerii konnej, służb pomocniczych, łącznie z rozpoznawczym dywizjonem pancernym.
Ułani i strzelcy przeznaczeni byli do walki jak piechota, konie wyłącznie zastępowały nogi piechura, służąc jako transport. Uzbrojeni byli w karabiny wszystkich rodzai, do ciężkich karabinów maszynowych i przeciwpancernych włącznie, moździerze, granatniki, działa i armaty oraz czołgi.
W skład Wielkopolskiej Brygady Kawalerii wchodziły: 15  Pułk Ułanów Poznańskich, 17  Pułk Ułanów im. Króla Bolesława Chrobrego, 7 Wielkopolski Pułk Strzelców Konnych, Wielkopolski Dywizjon Artylerii Konnej, a do Podolskiej Brygady Kawalerii wchodziły: 14 Pułk Ułanów Jazłowieckich (ze Lwowa), 9  Pułk Ułanów Małopolskich i 6 Pułk Ułanów Kaniowskich.
Na czas wojny do brygady przydzielono mobilizacyjnie liczne uzupełnienia różnych jednostek broni wraz z lotniczym plutonem 36 eskadry obserwacyjnej. Wielkopolska Brygada Kawalerii była częścią składową Armii „Poznań”, pod dowództwem gen. Tadeusza Kutrzeby.
1 września 1939 roku rejon Leszna i Rawicza obsadzony przez jednostki gen. Romana Abrahama, znalazł się poza głównymi kierunkami natarcia wojsk niemieckich. Na Leszno nacierały pułki piechoty Grenzschutzu, wspierane przez bandy cywilnych dywersantów, złożone z miejscowych Niemców.
Gen. Roman Abraham wydał rozkaz sądzenia na miejscu ujętych dywersantów, nie objętych Konwencją Genewską.
3 września Sąd Wojenny w Śremie wydał 14 wyroków śmierci na dywersantów złapanych podczas napadu z bronią w ręku.
Gen. Abraham dwu skazanym, najstarszemu i najmłodszemu zamienił karę śmierci na 10 lat ciężkiego więzienia. Podczas wykonania wyroków byli obecni: prokurator, obrońcy powołani z miejscowych adwokatów, oficerów rezerwy oraz uprzednio wezwani duchowni protestanccy.
Pierwsze natarcie niemieckie zostało wyparte, zrobiono nawet wypad na wsie niemieckie aż pod Wschowę. Wziętych do niewoli jeńców odesłano na tyły. W  dniach następnych, bez kontaktu z  nieprzyjacielem, aby uniknąć odcięcia, zaczęto wycofywać Armie „Poznań” i „Pomorze” na linię Wisły. Niestety szwankowało współdziałanie między armiami. Przez cały czas nie tylko nie było łączności z Armią „Łódź”, ale również szwankowała współpraca Armii „Poznań” i  „Pomorze”.
Od początku bitwy nad Bzurą żołnierze gen. Romana Abrahama dzielnie walczyli na kilku odcinkach frontu. Po kilku dniach, po skończonej bitwie przebijali się przez Puszczę Kampinowską i lasy palmirskie do Warszawy. Z inicjatywy płk. Godlewskiego 14 Pułk Ułanów Jazłowieckich wykonał z zaskoczenia ostatnią ułańską szarżę na Wólkę Węglową otwierając drogę do Warszawy. Jako znawca sztuki wojennej generał Roman Abraham wykazał wielki talent dowódczy i troskę o los swoich żołnierzy, często był obecny w pierwszej linii walczących. Walki zakończył w  Warszawie.
Waleczność swoich żołnierzy gen. Roman Abraham nagrodził przyznaniem 250 Krzyży Orderu Virtuti Militari V klasy i 9 IV klasy. Sam przez całe  życie był bardzo odważnym żołnierzem i  został odznaczony Krzyżami Złotym i  Srebrnym Orderu Wojennego Virtuti Militari, Krzyżem Niepodległości z  Mieczami, czterokrotnie Krzyżem Walecznych i wieloma innymi.
Po zajęciu Warszawy przez Niemców, leżąc ranny w szpitalu 15 października został aresztowany, miał być sądzony za »zbrodnie« wojenne, jednak Niemcy cofnęli się przed bezprawiem i odesłali go do obozu jenieckiego.
Z Oflagu VIII E w  Johannisbrunie próbował ucieczki, za co został przewieziony do  Murnau. Po wojnie powrócił do kraju, ale nie został zatrudniony w wojsku. Dziwnym zbiegiem okoliczności uniknął śmierci w  więzieniach UB.
Początkowo pracował w PUR-ze, zajmując się repatriacją, następnie pracował w  Spółdzielni Inwalidów. Jego „Wspomnienia wojenne znad Warty i Bzury” są cennym źródłem z pierwszej ręki z pola walki w 1939 roku. Razem z gen. Mieczysławem Borutą Spiechowiczem zainicjował tzw. „Drugą Obronę Lwowa”, obronę bez oręża, w majestacie prawa.
Protestował przeciw niszczeniu przy pomocy czołgów Cmentarza Obrońców Lwowa, pisał memoriały do Prezydentów Francji i  Stanów Zjednoczonych przypominając, że na cmentarzu lwowskim są groby piechurów francuskich i  lotników amerykańskich. 26 sierpnia 1975 roku, w dniu uroczystości Matki Boskiej Częstochowskiej, Jego Eminencja ksiądz kardynał Stefan Wyszyński Prymas Polski oraz ksiądz biskup Władysław Rubin dokonali poświęcenia tablicy pamiątkowej „Orląt” na Jasnej Górze w obecności generałów Mieczysława Boruty Spiechowicza i Romana Abrahama, pułkownika Ojca Adama Studzińskiego oraz licznych żołnierzy kombatantów, podoficerów i oficerów.
W dniu 3 maja 1976 roku wybito MEDAL PRO FIDE ET PATRIE (Za Wiarę i Ojczyznę). Pierwszymi udekorowanymi tym medalem byli: Ksiądz Prymas Stefan kardynał Wyszyński i Metropolita Krakowski Karol kardynał Wojtyła, następne medale otrzymali obaj generałowie, którzy na Jasnej Górze złożyli jako vota własne Krzyże Virtuti Militari.
Generał Roman Abraham zawsze wierny Bogu, Ojczyźnie i swojemu miastu zmarł 26 sierpnia 1976 roku. Jego pogrzeb był wielką manifestacją polskiego Lwowa, uroczystości pogrzebowe celebrował ksiądz Prymas, kardynał Stefan Wyszyński, trumnę zatrzymano przy grobie Nieznanego Żołnierza, poległego w obronie Lwowa. Pochowany został obok swojej Matki na cmentarzu we Wrześni.

Notatka biograficzna:
Władysław Henryk Franciszek Abraham urodził się 10 października 1860 roku w Samborze. Jego ojciec Cyryl Abraham był prawnikiem. Po śmierci żony, matki Władysława, Antoniny z domu Pawulskiej, Cyryl po raz drugi ożenił się z Marją z Jűttnerów, (1853 - 1897) miał z nią córkę Maryncię, która zmarła młodo podczas pierwszego porodu, jako żona Budzynowskiego. Cyryl Abraham zmarł na grużlicę, a Maria wyszła za mąż za Feliksa Nankego, młodszego kolegę Cyryla, doktora praw, adwokata krajowego (1853 - 1893). Nankowie mieli 6 dzieci, dwu chłopców i cztery córki. Starszy syn Czesław Nanke był profesorem uniwersytetu, pochowany został na cmentarzu Rakowickim w Krakowie. Najmłodszy Feliks Nanke urodził się już po śmierci ojca, z niewoli bolszewickiej wrócił do Polski w 1923 roku, ukończył prawo na UJK we Lwowie, żył około 90 lat, pochowany został na cmentarzu Bujwida we Wrocławiu.
Grób Feliksa (ojca) i Marii z Jűttnerów znajduje się na cmentarzu w Samborze z lewej strony tuż przed kaplicą.
Władysław Abraham ożenił się (czerwiec 1889) ze Stanisławą z domu Reiss. To byli rodzice gen. Romana Abrahama, bohatera walk nad Bzurą. Władysław Abraham zmarł 19 października 1941 roku i pochowany został w grobowcu rodzinnym na Cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie. Jego żona pochowana została we Wrześni. Siostra Romana Abrahama, Wanda Stachiewiczowa, była żoną gen. Wacława Stachiewicza, zmarła w Montrealu 7 lipca 1995 roku.

Paweł Roman Garapich 
wojewoda lwowski

Na cmentarzu parafialnym w Puławach przy ulicy Piaskowej magister inżynier architekt Janusz Szczepiński miłośnik historii Kresów Wschodnich odnalazł zaniedbany grób rodziny Pawła Garapicha wojewody lwowskiego. Zaczął wtedy zbierać materiały do biografii. Niestety nie zdążył już ich opracować.
Jerzy Czyżycki dał mi je do opracowania, aby pozostał ślad pracy naszego kuzyna poświęconej życiu wojewody lwowskiego. Trudno było zrozumieć Januszowi Szczepińskiemu, dlaczego wojewoda lwowski miał taki skromny zapomniany grób.
Posłałem mu wtedy wydruk z książki „Kto był kim w Drugiej Rzeczypospolitej": Paweł Garapich urodził się 18 listopada 1882 roku w Cebrowie w powiecie tarnopolskim, w rodzinie ziemiańskiej. W 1900 roku ukończył gimnazjum [klasyczne 8 lat do matury}, a w 1906 roku Wydział Prawa na Uniwersytecie Jagiellońskim. Po studiach pracował w administracji austriackiej. W 1919 roku został pierwszym polskim starostą w Tarnopolu, a w 1920 roku wicewojewodą łódzkim (1.III.1922 - 14.II.1923 pełnił obowiązki wojewody). {Dopiero 3 grudnia 1920 roku została uchwalona ustawa powołująca województwa krakowskie, lwowskie, stanisławowskie oraz tarnopolskie. Województwa te podjęły działalność 1 września 1921 roku. - J.Sz.} W kwietniu 1923 roku został mianowany wicewojewodą stanisławowskim, a 12 sierpnia 1924 roku otrzymał nominację na stanowisko wojewody łódzkiego, natomiast 30 grudnia 1924 roku został wojewodą lwowskim, którym był do 29 lipca 1927 roku. Po przejściu w stan spoczynku pracował jako notariusz w Złoczowie. Ponadto od 1928 roku był prezesem zarządu PCK w Małopolsce i lokalnego oddziału Towarzystwa Rozwoju Ziem Wschodnich w Złoczowie, a także kuratorem Zakładu dla Ociemniałych we Lwowie [na Łyczakowie] i Szkoły Gospodarstwa Domowego na Snopkowie. Zmarł po 1938 roku. [Data ta nie była znana autorowi notatki - w USC w Puławach wymieniona jest data śmierci 27 kwietnia 1957 roku - J.Sz.]
W notce tej nie wyjaśniono dlaczego w tak młodym wieku przeszedł w stan spoczynku, jakie były tego przyczyny. Brak też informacji o jego działalności w latach trzydziestych.
Jan Białowąs nadesłał kserokopię z dzieła Romana Aftanazego: „Dzieje rezydencji na dawnych Kresach Rzeczypospolitej" Ziemie ruskie Korony. Województwo ruskie. Ziemia Halicka i Lwowska. Tom 7. Wydawnictwo Zakładu Narodowego im. Ossolińskich w którym opisany jest rodowód rodziny Garapichów (od strony 35):
„W drugiej połowie XVIII wieku Cebrów [powiat Tarnopol] należał do Augusta hr. Ilińskiego z Romanowa na Wołyniu, a następnie przeszedł na jego syna Janusza. 1). Apolonia córka Janusza oraz Francuzki o nieustalonym nazwisku, wychodząc w pierwszej ćwierci XIX wieku za mąż za Michała von Sichelburg Garapicha, otrzymała Cebrów i sąsiednią Worobijówkę w posagu.
Rodzina Garapichow jest pochodzenia kroackiego. W Polsce osiedliła się w czasach Marii Teresy, ulegając całkowitej polonizacji. 2).
 
Pierwotne nazwisko ich brzmiało Kara Picz (Czarny Książę), pieczętowali się zaś herbem Serpohrad. Dnia 30 września 1811 roku cesarz Franciszek I nadał Mikołajowi Garapichowi, adwokatowi lwowskiemu, członkowi Stanów Galicyjskich, szlachectwo austriackie z herbem i przydomkiem von Sichelburg, zaś Sejm galicyjski [austriacki] we Lwowie w 1818 roku zatwierdził nobilitację
3)
W latach pięćdziesiątych XIX wieku i później do różnych członków rodziny Garapichów oprócz Cebrowa i Worobijówki należały jeszcze inne dobra, jak np. Zagórze, Kurowce, Panasówka.
Po zmarłym około 1850 roku Michale Garapichu Cebrów i Worobijówkę odziedziczył jego syn Władysław, a następnie wnuk Michał młodszy, poseł do parlamentu wiedeńskiego w latach 1897 - 1906 i do Sejmu Krajowego we Lwowie w lalach 1898 -1917, żonaty z Eleonorą hr. Wodzicką z Olejowa, córką Kazimierza i Eleonory z hr. Broel - Platerów.
Ostatnimi właścicielami obu majątków do 17 września 1939 roku byli synowie Michała młodszego - Kazimierz Garapich (ur. 28.06.1878 roku w Cebrowie, wywieziony w 1940 roku na Sybir, zmarły w nieznanych okolicznościach i miejscu, od 1904 roku żonaty z Marią Ludwiką hr. Pomian - Łubieńską, córką Józefa i Pelagii z Jabłonowskich) oraz Paweł (ur. w 1882 roku w Cebrowie - zm. w 1957 roku w Puławach, w latach 1925 - 1928 wojewoda lwowski, ożeniony z Ludgardą Łubieńską, siostrą bratowej).
Zachowany do drugiej wojny światowej klasycystyczny dwór cebrowski pochodził najprawdopodobniej z końca XVIII wieku. Według tradycji rodzinnej istniał już w 1812 roku, a więc przed przejściem w posiadanie Garapichów. Dwór ten był murowany z cegły, parterowy, dziewięcioosiowy o planie regularnego, wydłużonego prostokąta, zwrócony frontem do południa, kryty gładkim dachem czterospadowym, ostatnio pobitym blachą, z dwoma symetrycznie umieszczonymi kominami. Przy środkowej części budynku o dużych kwadratowych oknach i oszklonych drzwiach wejściowych występował portyk o ośmiu parach szeroko rozstawionych kolumn. Cztery pary kolumn były znacznie wysunięte przed lico elewacji, cztery pozostałe zaś - przyścienne. Kolumny dźwigały gładkie belkowanie oraz mocno spłaszczony, również gładki, trójkątny szczyt. Mniejsze i stosunkowo płytkie portyki, każdy o czterech w jednakowej odległości ustawionych kolumnach, znajdowały się także przy elewacji wschodniej i zachodniej. Nakrywały je niskie daszki. Do środkowej części dworu od strony północnej przylegał obszerny taras kamienny, otoczony balustradą, ze schodami wiodącymi do parku. Dekoracje zewnętrzne ograniczały się do skromnych poziomych naczółków, umieszczonych nad otworami okiennymi i drzwiowymi oraz jeszcze skromniejszych gzymsów podokiennych.
Wewnątrz dom miał układ dwutraktowy, symetryczny, amfiladowy. Z pewnością wynikły z przebudowy, polegającej na skróceniu pokoi frontowych, był oddzielający od siebie oba trakty korytarz. Nie zmieniony do końca pozostał trakt ogrodowy. Według stanu z 1939 roku po obu stronach niewielkiego hallu mieściły się po trzy pokoje mieszkalne, dwa z nich jeszcze w ramach zakreślonych przez portyk. W trakcie północnym całą szerokość portyku i tarasu zajmował ogromny podłużny salon. Po bokach salonu znajdowały się jeszcze po dwa dalsze pokoje, w tym salonik „niebieski”, zwany tak od koloru obicia mebli oraz gabinet i biblioteka, tworzące niegdyś wspólny ciąg reprezentacyjny.
Wszystkie pokoje miały posadzki parkietowe w desenie, ściany wybite tapetami i piece kaflowe nowsze. Bezpośrednio po wybudowaniu dwór cebrowski, jak wiele innych siedzib ziemiańskich na Podolu, z powodu braku drzewa opalano słomą. W ścianach hallu mieściły się więc tzw. “grubniki”, czyli kominy, z których wychodziły kanały, biegnące wewnątrz ścian wzdłuż całego domu. Dwu służących na zmianę, prawie bez przerwy, robiło ze słomy głównie pszennej i żytniej grube wiechcie, paląc nimi w przedpokoju. Stąd gorące powietrze kanałami rozchodziło się po wszystkich pozostałych pomieszczeniach.
Przed 1914 rokiem dwór miał przeważnie urządzenie stylowe, zabytkowe. Było też wiele portretów rodzinnych i obrazów rożnej treści, dalej kolekcja sztychów, broni, porcelany, biblioteka i archiwum. Wszystko to przepadło w latach 1914-1917, gdy w czasie działań wojennych przez Cebrów kilkakrotnie przechodził front. Dom wprawdzie wówczas ocalał, ale dach i ściany miał postrzelane.
Do pierwszej wojny światowej bardzo starannie utrzymywany był też park typu krajobrazowego o powierzchni zapewne kilkudziesięciu hektarów. Przed domem rozciągał się ogromny kolisty gazon. Stylowa murowana brama wjazdowa stała po stronie zachodniej. W kierunku wschodnim, w pobliżu ogrodu „różanego” znajdowała się oranżeria. W części północno - zachodniej naprzeciw domu wznosił się piętrowy budynek oficyny, mieszczący kuchnię, spiżarnię oraz pokoje służbowe i gościnne. W tejże części parku, w drugiej połowie XIX wieku, wybudowana została przez Michała Garapicha kaplica z przeznaczeniem podziemi na groby rodzinne.
Przez park przebiegały m.in. strzyżone szpalery grabowe oraz liczne aleje, alejki i dróżki. Wschodnią część od reszty ogrodu oddzielała bagnista rzeczka Cebrówka, wpadająca do Seretu. Przerzucony przez nią mostek drewniany wiódł do “labiryntu”, którego kręte ścieżki wysadzane były świerkami. Na powierzchni całego niemal ogrodu rosło wiele gatunków krzewów ozdobnych i kwiatów. Hodowla róż sztamowych słynęła na całą okolicę. Park obsadzony był dokoła wysokimi topolami srebrzystymi.
Ponieważ w czasie pierwszej wojny światowej w ważnym strategicznym Cebrowie wykopano jedenaście tysięcy bieżących metrów rowów strzeleckich, także i park zniszczony został wówczas w 80%. Wycięto prawie cały stary drzewostan. W okresie międzywojennym dosadzono wprawdzie trochę drzew nowych, ale oprócz najbliższego otoczenia domu, które uporządkowano i starannie utrzymywano, partie ogrodu bardziej oddalone pozostawiono w stanie dzikim. Pod koniec drugiej wojny zabłąkany granat wpadłszy do wnętrza dworu spowodował pożar. Opalone ściany z czasem rozsypały się. Resztę rozebrano, miejsce po piwnicach zasypano. Zniknęły także resztki parku."

1. J.Dunin-Borkowski, op. cit., s. 411-412.
2 Por.: S. Uruski, Rodzina, t. 4, Warszawa 1907, s. 91; Polska encyklopedia szlachecka, t. 5, Warszawa 1936, s. 253. Informacje uzupełniające pochodzą od Kazimiery z Garapichów Pajączkowskiej i Eleonory z Garapichów Geringerowej, którym zawdzięczam też wszystkie szczegóły dotyczące cebrowskiego dworu.
3 J.Sz.. Indygenat - z łaciny, w dawnym prawie polskim jedna z form uzyskania szlachectwa zastrzeżona wyłącznie dla cudzoziemców, po raz pierwszy w Polsce nadano w ten sposób bratankom Stefana Batorego. Początkowo indygenat udzielał król i sejm. Konstytucja 1647 roku z mocą wsteczną do 1607 roku ustaliła, że tę formę nadawania szlachectwa może udzielać wyłącznie sejm. W Prusach Królewskich istniał odrębny indygenat pruski (regionalny), zapewniający dostęp do lokalnych godności i urzędów tylko miejscowej szlachcie. Indygenat bywał często zamaskowaną formą nobilitacji. Wg Wielkiej Encyklopedii Powszechnej PWN Warszawa 1965 tom 5, str. 36.

W czasie służby na stanowisku wojewody lwowskiego Paweł Garapich brał czynny udział w historycznych uroczystościach.
W Koniuszkach Królewskich w powiecie rudeckim w 1925 roku wraz z Maciejem Ratajem brał udział w poświęceniu kamienia węgielnego pod budowę kościoła, w Liskach w powiecie sokalskim.
30 maja 1925 roku na Cmentarzu Obrońców Lwowa odsłonięto Pomnik Lotników Amerykańskich (z eskadry Tadeusza Kościuszki - Arthura Kelly`ego, Edmunda Gravesa i George`a Mac Calluna) poległych w obronie Polski. W uroczystości m.in. wzięli udział: ambasador Stanów Zjednoczonych Alfred J. Pearson, Minister Spraw Wojskowych gen. Włodzimierz Zagórski oraz wojewoda lwowski Paweł Garapich.
Jerzy Michotek w swojej książce pt.: „Tylko we Lwowie" [Wydawnictwo Omnipres 1990] na stronie 108 przypomniał uroczystość ostatniej drogi Nieznanego Żołnierza Obrońcy Lwowa, gdy 31 października 1925 roku w imieniu rządu wojewoda Paweł Garapich pożegnał Go słowami:
„Sprawiedliwym losu zrządzeniem lwowskiemu pobojowisku przypadł ten zaszczyt wielki w udziale, że ono daje narodowi polskiemu tego bohatera, który po wieczne czasy będzie symbolem szczytnego i ofiarnego spełnienia obowiązku wobec Ojczyzny. Lwów z żalem i dumą żegna Twe doczesne szczątki, Ty nasz wielki, a bezimienny. Z żalem, bo opuszcza go ten, który przed śmiercią swą dał raz jeszcze przed światem dowód słuszności dewizy tego grodu, że LEOPOLIS EST SEMPER FIDELIS, który miastu temu wywalczył order Virturi Militari. Lecz równocześnie Lwów z dumą myśli o tym, że w stolicy Państwa Polskiego otoczone czcią całego narodu spoczną zwłoki jednego z naszych orląt, jednego z tych, którzy z dziećmi lwowskimi i kobietą - Polką wywalczyli połączenie tego grodu i całej tej krainy z Matką - Ojczyzną ...”
19 lutego 1927 roku z okazji przywiezienia do Lwowa ekshumowanych zwłok poległych 15 lutego 1918 roku pod Rarańczą żołnierzy II Brygady Legionów Polskich, wojewoda lwowski Paweł Garapich wraz z generałami Mieczysławem Norwid - Neugebauerem i Władysławem Sikorskim uczestniczyli w uroczystej mszy świętej w kościele OO. Bernardynów oraz na Cmentarzu Obrońców Lwowa.
Prawdopodobnie w 1939 roku schronił się przed aresztowaniem przez NKWD w Puławach. W czasie okupacji niemieckiej mieszkał i prowadził kancelarię notarialną w domu p. Krystka przy ul. J.H. Dąbrowskiego, róg T. Kościuszki. Z jego usług korzystała znaczna liczba klientów, dużą grupę stanowili chłopi, których furmanki były widoczne na ulicach w sąsiedztwie domu. Po wkroczeniu wojsk sowieckich 26 lipca 1944 roku lotnictwo niemieckie bombardowało miasto. Mieszkańcy domu Garapichowie i Krystkowie w czasie nalotów chowali się w piwnicy.
We wrześniu 1944 roku mieszkańcy Puław zostali ewakuowani z powodu działań wojennych, powrócili dopiero w lutym 1945 roku.
Po powrocie z wysiedlenia Garapichowie zamieszkali u pani Maksymczukowej przy ul. Adama Mickiewicza 5. Tu Paweł Garapich również prowadził kancelarię notarialną. Pani Maksymczukowa pracowała u dra Pawła Garapicha jako rejestratorka i maszynistka w kancelarii notarialnej. W tym czasie Janusz Szczepiński korzystając z usług notarialnych poznał dra Pawła Garapicha.
Po ciężkich przeżyciach wojennych jego żona Ludgarda zbyt często zaglądała do kieliszka, co bez wątpienia mogło przyczynić się do przedwczesnej śmierci (*25 listopada 1889 - +17 kwietnia 1951 roku).
W 1952 roku Paweł Garapich został wykwaterowany z mieszkania. Okazałe to mieszkanie zostało przydzielone przybyłemu do Puław dyrektorowi szpitala, chirurgowi doktorowi Bolesławowi Kuźmie. Po eksmisji Paweł Garapich mieszkał aż do śmierci w domu Franciszka Ałasy przy ul. D. Kniaźnina.
Paweł Garapich zmarł 27 kwietnia 1957 roku, zgon zgłosiła pani Genowefa Ptasińska.
Janusz Szczepiński zajął się utrzymaniem grobu, pomalował krzyż, wykonał betonową obudowę krzyża, zbrojoną z efektowną frakcją żwiru, spowodował wydrukowanie notatki prasowej w “Biuletynie Samorządu w Puławach" (16.IX.1992)
Krzysztof Jasiewicz w książce pt.: „Lista strat ziemiaństwa polskiego 1939 - 1956" - Pomost - Alfa zamieścił biogramy rodziny Garapichów:
1. Kazimierz Garapich herbu Sichelburg (brat Pawła) właściciel majątku Cebrów *28 czerwca 1878 roku. Żoną jego była Maria Ludwika z Pomian Łubieńska, córka Józefa i Pelagii z Jabłonowskich. Był prezesem „Strzelca" w Cebrowie i Marszałkiem Powiatu. Dwie wersje jego śmierci: I wersja) prawdopodobnie w czerwcu 1941 roku po wcześniejszym aresztowaniu przez NKWD został zamordowany w piwnicach więzienia na zamku w Tarnopolu, II wersja) zamordowany został w 1940 roku na Ukrainie, na podstawie decyzji Politbiura z 5 marca 1940 roku (w wykazie rozstrzelanych figuruje błędnie jako Kazimierz Gorapich).
Po wydrukowaniu mojego artykułu w „Semper Fidelis" przyszedł do mnie pan Andrzej Geringer, wnuk Kazimierza Garapicha brata Pawła. Andrzej Geringer jest synem Adolfa Geringera i Eleonory z d. Garapich, urodził się w majątku rodzinnym w Cebrowie w powiecie tarnopolskim.
Ojciec Andrzeja był aresztowany przez Niemców, następnie po przejściu frontu po tzw. oswobodzeniu został aresztowany przez NKWD i siedział w więzieniu w Krasnymstawie. Więzienie zostało odbite w czasie słynnej akcji AK. Przez ileś lat Geringerowie ukrywali się pod zmienionym nazwiskiem. Rodzice umarli w Jeleniej Górze i tu są pochowani. Brat Andrzeja Henryk mieszka we Wrocławiu, Siostra Maria już nie żyje, była członkiem Oddziału TML i KPW w Jeleniej Górze (Jej fotografia znajduje się w mojej książce „Zawsze wierni Tobie Polsko").
Andrzej Gerinder wyjaśnił i sprostował koligacje rodzinne:
Kazimierz miał sześcioro dzieci: Kazimiera (1905) Michał (1906), Henryk (1907), Władysław (1909), Eleonora (20.X.1910) i Jerzy (1917). Henryk zginął w lawinie. Opis jego śmierci znajdujemy w „Semper Fidelis".
Córki Kazimierza: Eleonora po mężu Geringer de Oedenberg i Kazimiera po mężu Pajączkowska.
2. Michał Garapich syn Kazimierza *1906. Absolwent Wydziału Prawa Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie. Dwie wersje jego śmierci: I wersja) zginął 11 września 1939 roku w okolicy Karczewa koło Otwocka jako ppor. rez. kawalerii, dow. 1 plutonu w 3 szwadronie 1 pułku kawalerii KOP, pochowany w Karczewie, II wersja) koło Otwocka jako ppor. rez. kawalerii, dow. 2 plutonu w 3 szwadronie 1 pułku kawalerii KOP, pochowany na cmentarzu w Otwocku.
3. Syn Michała Garapicha Marek urodził się w 1936 roku w Równem, jest doktorem medycyny, mieszka w Krakowie.
4. Eliasz Garapich syn Włodzimierza *1894. Ziemianin, właściciel majątku Zagórze w powiecie tarnopolskim, zamordowany został w 1940 roku na Ukrainie, na podstawie decyzji Politbiura z 5 marca 1940 roku. Eliasz Garapich syn Włodzimierza prawdopodobnie nie miał dzieci. 
Mimo tylu źródeł i świadków Janusz Szczepiński nie trafił na rodzinę Garapichów i posiadał niedokładne informacje. W dotychczasowych źródłach brak informacji dotyczących wojennych losów wojewody.

O Pajączkowskich nic nie wiadomo, który z nich był mężem Kazimiery? Czy może Stefan?
Stefan Pajączkowski - artysta malarz
Franciszek Pajączkowski - autor - “Teatr Lwowski pod dyrekcją Tadeusza Pawlikowskiego"

Po wydrukowaniu artykułu w „Semper Fidelis" Zarząd Główny Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo Wschodnich postawił Wojewodzie Lwowskiemu pomnik nagrobny z napisem:  
PAWEŁ ROMAN GARAPICH - * 18 listopada 1882 roku – Cebrów, Kresy II RP - + 27 kwietnia 1957 – w Puławach - WOJEWODA LWOWSKI – 1924 – 1927
LUDGARDA GARAPICH - *25.XI.1899 +17.IV.1951
Fundator grobu – Towarzystwo Miłośników Lwowa i Kresów Południowo Wschodnich

To jest drugi nagrobek ufundowany przez Towarzystwo. Pierwszy został postawiony na grobie Wandy Mazanowskiej w Krakowie.
Zapewne zainteresowania Janusza Szczepińskiego zwróciły uwagę Towarzystwa Przyjaciół Puław na postać Pawła Garapicha, które dotarło do archiwum i wydobyło dowód osobisty z 1940 roku i legitymację notarialną z 1950 roku, odnalazło jeszcze żyjącą Eleonorę Geringer jako świadka, nawiązało korespondencję z Ireneuszem Politem piszącym pracę doktorską o wojewodach łódzkich, oraz zbierało notatki o wojewodzie. Ponadto odnalazło grób jedynego dziecka na cmentarzu przy ulicy Lipowej w Lublinie (sekcja 14) z pomniczkiem z białego marmuru i napisem Ś+P Romek jedyny syn Pawła i Ludgardy z hr. Łubieńskich Garapichów, ur. 25 grudnia 1910 w Tarnopolu, zm. 5 stycznia 1917 w Lublinie.
Ireneusz Polit uzupełnił znane szczegóły z życia Pawła Garapicha.
Paweł Garapich w 1900 roku ukończył II gimnazjum w Tarnopolu (było to 8 letnie gimnazjum klasyczne do matury) i zapisał się na Uniwersytet Jagielloński na wydział prawa. Studia trwały cztery lata. Studia na wydziale prawa odbywały się pod kierunkiem wybitnych znakomitości prawniczych m.in. Władysława Leopolda Jaworskiego i Fryderyka Zolla. Studia zakończył trzema doktoratami 18 stycznia 1905 z prawa, 10 czerwca 1905 z polityki, trzeci 10 stycznia 1906 roku z historii.
Od 1906 do 1918 roku pracował w administracji austriackiej we Lwowie. W 1910 roku wziął ślub z Ludgardą hrabianką Łubieńską. W 1918 roku w Tarnopolu był arbitrem w sporze między POW a endekami, wtedy został aresztowany przez Ukraińców, co prawda tylko na dwa dni. Po wyparciu Ukraińców został mianowany pierwszym starostą w Tarnopolu. W 1920 roku został wicewojewodą w Łodzi. Wojewoda Antoni Kamieński w marcu 1922 roku został ministrem spraw wewnętrznych w wyniku czego dr Paweł Garapich pełnił obowiązki wojewody. Jego zasługi dla województwa łódzkiego podsumował Kurier Łódzki: „Dr Garapich na tym stanowisku zastępcy wojewody okazał zarówno wybitną zdolność administracyjną, znakomity zmysł organizacyjny jak i odpowiednie zalety charakteru co zyskało uznanie społeczeństwa. Opinia publiczna z zadowoleniem przyjęłaby do wiadomości fakt iż odpowiedzialne zadanie kierownictwa największym w naszym kraju województwem zostanie powierzone w dłonie tak umiejętne i dające zupełną rękojmię doskonałego opanowania całego skomplikowanego aparatu administracyjnego”. W tej pracy w Łodzi występowały trudności związane z bezrobociem wynikłym z utraty rynku zbytu dla przemysłu włókienniczego, z czym musiał sobie radzić. Zasłużył się też w akcji pomocy dzieciom (“Kropla mleka”).
Jednak już w połowie 1923 roku został przeniesiony na stanowisko wicewojewody do Stanisławowa, gdzie był bardziej potrzebny do wzmocnienia polskiej administracji ze względu na znajomość terenu i mentalność ludzi, dla łagodzenia zatargów. W 1924 powrócił na krótko do Łodzi na stanowisko wojewody. W sierpniu tego roku został mianowany Nadzwyczajnym Komisarzem do Zwalczania Epidemii. W tym czasie opracował „warunki sanitarne dla Łodzi”, podkreślając brak wodociągów, kanalizacji, przeludnienie dzielnic robotniczych.
W 1923 roku został odznaczony Orderem Polonia Restituta oraz Krzyżem Kawalerskim.
Łódź uczciła pamięć Pawła Garapicha nazywając jego imieniem ulicę w Rudzie Pabianickiej i nowo wzbudowaną drogę.
Już 30 grudnia 1924 roku został wojewodą lwowskim (po ustąpieniu Stanisława Zimnego). W lutym 1925 roku przedstawił rządowi memoriał z propozycjami zwalczania bezrobocia poprzez uruchomianie robót budowlanych. Tę inicjatywę rząd przyjął do realizacji w kwietniu przekazując fundusze na przebudowę instytucji użyteczności publicznej, polepszenia stanu dróg itp.
Paweł Garapich brał udział w tworzeniu Oddziału Ligi Morskiej i Rzecznej, wspierał działalność Związku Harcerstwa Polskiego oraz Związku Inwalidów Wojennych. Propagował rozwój Targów Wschodnich uzasadniając więź między rozwojem ekonomicznym kraju i jego pozycją polityczną.
Jego udział w tworzeniu grobu Nieznanego Żołnierza w Warszawie opisałem powyżej.
Podczas przewrotu majowego stanął po stronie legalnej władzy. Wprowadził we Lwowie stan wyjątkowy na rozkaz prezydenta Stanisława Wojciechowskiego, dla zapobieżenia niepotrzebnym i groźnym zajściom, które mogli wywołać Ukraińcy w Małopolsce Wschodniej.
Tym stracił dla siebie poparcie środowisk legionowych i peowiackich. Mimo to był wojewodą do 29 lipca 1927 roku, kiedy został przeniesiony w stan spoczynku. Kolejnym wojewodą lwowskim został Piotr Dunin Borkowski.
W tym czasie we Lwowie działał w VI Okręgu Lwowskim Polskiego Czerwonego Krzyża, w 1928 roku był w Zarządzie, a po śmierci długoletniego prezesa dra Ludwika hrabiego Bolesty Koziebrodzkiego został wybrany na jego miejsce. Był nim do 1934 roku. W 1933 roku otrzymał odznaczenie Pierwszego Stopnia za zasługi dla Małopolskiego Oddziału tej Organizacji. Pełnił też funkcję kuratora Zakładu dla Ociemniałych we Lwowie i kuratora Szkoły Gospodyń Domowych w Snopkowie.
Po zdaniu egzaminów w 1936 roku został notariuszem w Złoczowie. Tu został prezesem Złoczowskiego Towarzystwa Rozwoju Ziem Wschodnich, a od października 1938 roku członkiem zarządu Okręgu Tarnopolskiego TRZW. Był też prezesem Powiatowej Komisji Pomocy Zimowej i członkiem Ligi Powietrznej i Przeciwgazowej. Działał również w Powiatowej Radzie Łowieckiej.
17 września 1939 roku z żoną i teściową uciekł do Lwowa, ratując się przed sowieckim aresztowaniem. We Lwowie często zmieniał adresy. W 1940 roku w wyniku umowy sowiecko niemieckiej jako obywatele zachodniej Polski na fałszywych dokumentach rodzina Garapichów przedostała się do Generalnego Gubernatorstwa. 18 maja 1940 roku w Tarnowie Niemcy wydali Pawłowi Garapichowi dowód osobisty (jeszcze nie kennkartę). Dzięki znajomościom otrzymał możność pracy notarialnej w Puławach.

 Jan Szczerepa - Kresowe sylwetki Ziemi Lwóweckiej 

 

Tomasz Szczerepa syn Macieja założył własne gospodarstwo w dużej wsi rodzinnej Dzierzkowice w powiecie Kraśnik w województwie lubelskim, w której mieszkało kilka rodzin Szczerepów. Tomasz ożenił się z Agnieszką z Szymczyków, mieli dziewięcioro dzieci: czterech synów - Stefana, Jana, Józefa i Juliana oraz pięć córek m.in. Adelę, Zofię, Polę i Marię.
Jedna z sióstr Tomasza wyszła za mąż za Jana Wojtaszka, który z ramienia Witosowego Stronnictwa Ludowego reprezentował wieś w pierwszym Sejmie Ustawodawczym (1919 - 1922). W tym Sejmie została uchwalona Konstytucja Marcowa. 
Dwaj synowie Tomasza Jan i Józef pozostawili po sobie pamiętniki.
Jan Szczerepa swoje wspomnienia zatytułował: „Moja droga z Polski do Polski".
Jan Szczerepa urodził się 31 grudnia 1908 roku w Dzierzkowicach, a jednak to Lwowskie Dziecko.
Z pierwszej wojny światowej zapamiętał jako dziecko deportację na wschód przez Rosjan i dwukrotne spalenie wsi, kolejno przez Rosjan, a następnie przez Austriaków. Z deportacji udało się uciec. Mieszkańcy wsi za dach nad głową mieli dużą, przestronną i jasną stodołę, własność rodziców, która znajdowała się za wsią i częściowo ocalała z pożogi.
Po wojnie mieszkańcy przystąpili do odbudowy wsi. Wieś odznaczała się głębokim, polskim patriotyzmem, W wielu chatach przechowywano polskie książki. Jego ojciec posiadał „między Orzeszkową i Konopnicką wszystkie dzieła Kraszewskiego".
Na apel Witosa w 1921 roku ojciec i wujek oraz kilku innych gospodarzy wyruszyło na Wołyń, zasiedlać ziemię opuszczoną przez Rosjan. Ojciec w okolicy Horochowa zakupił ziemię z parcelacji majątku w gminie Brany.
Założono nową czysto polską wieś, która na pamiątkę rodzinnej wsi Dzierzkowice - Zastawie otrzymała nazwę Zastawie.
Jan razem z braćmi Stefanem i Józkiem uczęszczał do szkoły powszechnej, zwanej wtedy szkołą ludową w pobliskim Drużkopolu. Dalszą naukę Stefan kontynuował w szkole rolniczej, a Jan z bratem Józkiem w gimnazjum humanistycznym (wówczas 8 - letnim do matury) w Kamionce Strumiłłowej.
Po zdaniu matury Jan odbył służbę wojskową w Podchorążówce Piechoty w Łucku i następnie w 23 pułku piechoty we Włodzimierzu Wołyńskim.
Po ukończeniu Kursu Nauczycielskiego w Ostrogu nad Horyniem rozpoczął pracę w szkole we wsi Widiuty w powiecie Włodzimierz Wołyński. Wieś zamieszkiwała ludność w połowie polska i rusińska - ukraińska. Stosunki polskich osadników z Rusinami układały się dobrze.
Jan ożenił się z nauczycielką Bronisławą Elizą Sochacką pochodzącą z okolic Krakowa. Tuż przed wojną w 1939 roku urodził im się syn Jędruś (Andrzej)
Jako delegat Powiatowego Oddziału Związku Oficerów Rezerwy Jan wziął udział w sierpniu 1939 roku w ostatnim przed wojną Zjeździe Legionistów w Krakowie.
Pozostały niezatarte wspomnienia z spotkań koleżeńskich i uroku Krakowa. W powietrzu czuło się zagrożenie wojenne. W najbliższych dniach Jan uczestniczył w wycieczce do Gdyni. W Gdańsku odczuwało się napiętą sytuację, w porcie tkwił z „wizytą przyjaźni" „Schleswig Holstein".
Nieznane były jeszcze ustalenia paktu Ribbentrop - Mołotow i wielkie zagrożenie rodzin polskich w całym kraju, a szczególnie na Kresach Wschodnich.
Jan miał niebieską kartę mobilizacyjną i mimo przybycia 60 km do Włodzimierza, przez morze „nienawistnych" Ukraińców wrogich Polsce, nie otrzymał przydziału służbowego, musiał wracać do domu.
Pozostał bezsilnym świadkiem wydarzeń wojskowych i losów ludności cywilnej, uciekinierów przed nawałą niemiecką i agresją sowiecką.
Młodzi Ukraińcy budowali „bramy triumfalne" na powitanie Armii Czerwonej, jednak starzy Ukraińcy mieli inne doświadczenia.
Jan z żoną i synkiem w Widiutach czuli się bezpieczni,  jeszcze nie nadszedł czas, gdy Ukraińcy mordowali nawet swoich krewnych Polaków. 
Teraz Szczerepowie mieli ochronę ze strony Ukraińców, mieszkańców wsi. 
30 grudnia 1939 roku wyjechali do Zastawia do rodziców Jana sądząc, że w polskiej wsi będzie bezpieczniej. Swoje rzeczy nadali na bagaż nie przepuszczając, że dojdą w tak żałosnym stanie.
Do rodziców przybyli w dniu bardzo nieodpowiednim robienia listy „elementów antysowieckich", szczęśliwym trafem źle zapisano rok urodzenia żony Jana. Gdy 10 lutego 1940 roku NKWD przybyło po rodzinę Szczerepów, udało się ich zmusić do pozostawienia na miejscu żony Jana i małego Jędrusia. Musiała jednak opuścić dom i przenieść się do Stefana, brata Jana.
Zdążyli jeszcze podać worek z żywnością do transportu, co niemal tragicznie skończyłoby się dla Stefana.
Po drodze w Łucku Jan miał możliwość ucieczki, ale powstrzymała go obawa o rodzinę, ojciec staruszek, siostra Marysia z trójką dzieci Kazią, Krysią i malutkim Marianem, i jeszcze dwie siostry chora Adela i 14-letnia Zosia. Tak dojechali do Kotłasu i dalej na północ saniami do miejscowości o nazwie „Kopytowo", poczta Koraźma, rejon Solwi - Czegock, obłast` Archangielsk.
Żona Jana została przygarnięta przez teścia Stefana do Zboisk, miejscowości przylegającej do Zniesienia, dzielnicy Lwowa słynącej na cały świat z fabryki likierów i wódek Baczewskiego. Dzięki temu uniknęła śmierci z rąk UPA. Gdy zachorował mały Jędruś w zdobyciu lekarstw pomógł przypadkowo poznany komisarz NKWD, i wśród nich zdarzali się wrażliwi ludzie.
Wieś Zastawie była nękana przez bandy UPA. Zginęło co najmniej 10 osób, pozostali uciekli do Stojanowa w powiecie Radziechów zaraz po napadzie na dom Gizów, jeszcze przed tragicznym dniem 11 lipca 1943 roku. 
Wśród zamordowanych było dwu Szczerepów oraz żona jednego Szczerepy, pochodzenia niemieckiego. Niemcy odnaleźli jej zwłoki, była w ósmym miesiącu ciąży, miała rozpłatany brzuch i wycięty na plecach pas skóry. (Władysław i Ewa Siemaszko, Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939 - 1945, s.136.)
Wśród ofiar zamordowanych przez Ukraińców w 1943 roku Jan zapisał dwoje dzieci, które przygarnął Stefan Szczerepa - Danusia i Julka.
Józef młodszy syn Tomasza urodzony 17 lipca 1911 roku napisał „Żywot człowieka niepoczciwego", w którym m.in. krytykował wuja Wojtaszka, co to za poseł bez wykształcenia, dlaczego Witos popierał takich ludzi.
Wspomina, że podczas pierwszej wojny światowej zanim zamieszkali w stodole, mieszkali w wykopanej ziemiance, a później zimną stodolę zamienili na ciepłą oborę, którą po pożarze ojciec w listopadzie 1915 roku pokrył dachem.
Liczna rodzina rozrosła się. Siostra Marysia wyszła za mąż za Majewskiego sierżanta saperów kolejowych zwanego Mielnikiem, bowiem pochodził on z rodziny młynarzy. Pola wyszła za mąż za Adama Wrzołka z Pożarnicy sąsiedniej wsi. Jego ojciec był właścicielem cegielni i chodził w krawacie. Jej dziecko skoligaciło się z Bohatyrewiczami. Kasia wyszła za mąż za Próchniaka osadnika wojskowego z Bożowa, położonego 45 km od Kamionki. Przy trzecim dziecku mąż ją zawiózł do jakiegoś „konowała" i ten podczas skrobanki przyczynił się do śmierci Kasi i jej dziecka.
Tytuł - „Żywot człowieka niepoczciwego" - dostosował do swojego życia, bowiem jako student Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie, pisał w charakterze „murzyna" pracę doktorską, ale uzasadnił to tym, że obywatel ma prawo przeciwuderzenia, gdy traktowany jest przez władze niesprawiedliwie. Nie napisał jak ta praca została oceniona, ale napewno lepiej niż jego własne prace, które na ogół oceniane były niezbyt wysoko.
Po trzecim roku studiów zmarła na grypę matka, Agnieszka Szczerepa, miała zaledwie 50 lat. W lutym 1937 roku Józef ożenił się z panną z szlacheckiego domu Salomeą Długoborską, przed wojną urodził się ich syn Jacek.
W 1938 roku otrzymał dyplom nr 4380/1938 magistra praw i podjął pracę zawodową w Łucku.
Józef w swoich pamiętnikach zapisał trzy ofiary ludobójstwa dokonanego przez banderowców: byli to najmłodszy brat Julian Szczerepa miał około 19 lat, Maria Szczerepa żona Stefana w ciąży i siostrzenica, której nie wymienił z imienia.
Rolnik Szczerepa wymieniony w książce Siemaszków pochodził z dalszej rodziny (wg relacji Macieja Szczerepy).
Józek był również deportowany na Sybir z żoną i małym Jacusiem oraz teściami Długoborskimi i dwójką ich dorosłych dzieci Haliną i Wojciechem do Charytynowa, Janowi udało się otrzymać przepustkę na odwiedzenie ich na zesłaniu, był to fakt bez precedensu. 
Teść Długoborski skończył studia na Politechnice w Kijowie i biegle mówił po rosyjsku, ułatwiło to im warunki życia na zesłaniu, załatwił nawet pożyczkę na budowę domu.
W 1941 roku wybuchła wojna między „serdecznymi" przyjaciółmi Hitlerem i Stalinem, i zawarty został układ Sikorski - Majski, otwierający Polakom bramy więzień i łagrów. 
Gen. Anders organizował wojsko polskie: 5 dywizję wileńską i 6 dywizję lwowską, nie trzeba ukrywać, że nazwy te nie podobały się Stalinowi, który Wschodnią Polskę uważał za swój łup wojenny. Z tych dywizji powstała Dywizja Kresowa i 6 Brygada Lwowska. Do Korpusu doszła z Tobruku Brygada Karpacka gen. Kopańskiego.
Jan z rodziną został zwolniony z łagru. Po trzech miesiącach podróży dotarli do Kazachstanu, do „dżabulskiej obłasti". Tu Jan rozstał się z rodziną i wyruszył na południe w poszukiwaniu wojska polskiego. W tej drodze zachorował na tyfus, który szczęśliwie przeżył i 21 lutego 1942 roku był już w 17 pułku piechoty.
1 kwietnia 1942 roku wojsko polskie przeszło pod komendę brytyjską, a 18 sierpnia tegoż roku zaczęła się ewakuacja do Persji. W kraju „nieludzkich cierpień, niesprawiedliwości, głodu i chorób" żołnierze pozostawili na rosyjskim cmentarzu swoich kolegów, a Jan gdzieś daleko swoją rodzinę i ojca, którego nie miał już nigdy zobaczyć. Ojciec jego, nawet jako wolny czlowiek, nie przeżył trudów życia w Związku Sowieckim.
Dnia 24 sierpnia 1942 roku statek zacumował w porcie w Pahlewi. Rozpoczęła się wędrówka przez kraje arabskie. W Iraku w Quizit - Ribat w drugiej połowie września nastąpiła reorganizacja wojska polskiego.
Jan Szczerepa otrzymał przydział służbowy, został dowódcą 3-go plutonu, I kompanii 17 Lwowskiego Batalionu Strzelców, pod dowództwem majora Mieczysława Baczkowskiego. Tak zaczęła się lwowska historia tego niezwykłego patrioty.
Miesiąc przed zorganizowanym zamachem na Sikorskiego w Gibraltarze, Naczelny Wódz wizytował 5 Kresową Dywizję Piechoty. Jan zapamiętał słowa gen. Władysława Sikorskiego: „Polska skazana jest na wielkość. Wielkość tę musimy zdobyć nie słowami, lecz twardym żołnierskim czynem".
W Palestynie i następnie w Libanie rozpoczął się okres ćwiczeń wojskowych i nabierania kondycji fizycznej po wycieńczeniach na Sybirze.
Józef Szczerepa przedostał się z armią Andersa wraz z rodziną i teściami do Iranu, w „niewyjaśnionych" okolicznościach w 1942 roku zaginął Wojciech Długoborski. W tym czasie Józef zachorował na malarię.
Żona Józefa Salusia po trudach zesłania zachorowała psychicznie i zmarła już po wojnie w 1946 roku w Libanie na Bliskim Wschodzie.
15 lutego 1944 roku 5 Kresowa Dywizja Piechoty została zaokrętowana w Suezie i popłynęła do Włoch.21 lutego byli już w Taranto.
Jan wykorzystywał wolny czas do nauki języka włoskiego.
Wśród żołnierzy kresowych byli młodzi harcerze, wyróżniający się „zapałem, gorliwością w służbie i patriotyczną postawą".
25 marca 1944 roku Polacy z 5 DK ruszyli na front. 17 batalion zluzował batalion francuski. 3 pluton Jana Szczerepy zajął stanowiska na wzgórzu M. Cavallo w sąsiedztwie plutonu francuskiego. W jego plutonie był plutonowy Elsner, który przed wojną pracował we Francji i teraz służył za tłumacza.
Polskie Dywizje były kierowane ku wzgórzu Monte Cassino - „Festung Europa".
Jednym z największych błędów strategicznych aliantów było zdobywanie Monte Cassino. Załamało się tu wiele ataków, zupełnie niepotrzebnie zginęło tu kilka tysięcy żołnierzy armii alianckich. Pełną odpowiedzialność za śmierć tych ludzi ponosi głównodowodzący piątą armią amerykańską gen.por. Mark W. Clark. 
Polaków uratował francuski gen. Alfons Juin, późniejszy marszałek Francji, który przerzucił swoje wojska przez góry nie do przebycia i zajął tyły Niemców, co przyczyniło się do ucieczki Niemców z Monte Cassino i umożliwiło Polakom zdobycie klasztoru, mimo to straty polskie przez 20 dni walki wyniosły 923 zabitych i 3.025 rannych i zaginionych.
John Ellis autor książki: „Cassino The Hollow Victory" - Cassino puste zwycięstwo - „Batalia o Rzym, Styczeń - Lipiec 1944" obarcza odpowiedzialnością za śmierć Polaków gen. Władysława Andersa, uważając, że był świadomy niemożliwości zdobycia szturmowego klasztoru Monte Cassino.
Fakt ten nie umniejsza bohaterstwa polskiego żołnierza. Ponad 50% oficerów liniowych stanowili oficerowie rezerwy wykształceni nauczyciele. Śmierć tych oficerów była szczególną stratą dla przyszłego wychowania młodzieży.
Na okładce książki John Ellis umieścił fragment polskiej mapy z wypaloną dziurą, w której widoczna jest fotografia klasztoru. 
17 maja 1944 roku Jan Szczerepa w czasie ataku na małe San Angelo pod koniec dnia został ranny w lewą rękę i miał przestrzeloną nogę, dzięki ofiarności sanitariuszy dotarł do szpitala, w dniu 18 maja, w którym załopotał sztandar biało czerwony na klasztorze Monte Cassino.
18 sierpnia Jan Szczerepa powrócił do swojego batalionu, walczącego nadal z Niemcami na Linii Gotów.
Dowódca Batalionu Baczkowski po bitwie o Monte Cassino awansowany do stopnia pułkownika przekazał Janowi Szczerepie dowodzenie I Kompanią. Straty zostały uzupełnione przez Polaków z armii niemieckiej. Poznanie tych żołnierzy było pierwszym zadaniem. Zastępcą Jana był por. Marian Zarębski, poprzednio dowódca plutonu przeciwlotniczego, zawodowy nauczyciel, kierownik szkoły z Janowej Doliny na Wołyniu.
W Janowej Dolinie bandy UPA o północy z 22 na 23 kwietnia 1943 roku w Wielki Piątek wymordowały około 600 Polaków. (Władysław i Ewa Siemaszko, Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939 - 1945, s.234.)
23 sierpnia 1944 roku 17 Batalion zdobył Monte de la Forche po czym nastąpił dłuższy odpoczynek w San Benedetto, aż do 12 października. Jan Szczerepa został odznaczony Krzyżem Walecznych oraz Krzyżem Virtuti Militari kl. V. Jan Szczerepa znajduje się w książce Melchiora Wańkowicza Monte Cassino (PAX -1978 - s.329)
W dalszych akcjach na kierunku Predapio 17 Batalion współpracował z 18 Batalionem Strzelców Lwowskich. 
Walczył tu również 16 Batalion, za zdobycie góry w Predapio podchorąży Józef Szczerepa otrzymał krzyż walecznych.
Gdy organizowano 4. Wołyńską Brygadę Piechoty Wołyniacy z Lwowskich Batalionów pozostali w nich. Byli honorowymi mieszkańcami Lwowa.
Jeszcze kilka zwycięskich spotkań z nieprzyjacielem nad Senio, potem bój o Bolonię do której oddziały polskie pod dowództwem pułkownika Mariana Rudnickiego wkroczyły przed Amerykanami, rewanżując się za pominięcie Polaków przy wkroczeniu do Rzymu, i nadszedł dzień zwycięstwa, co prawda tylko dla aliantów, bowiem dla Polaków skończyły się wyłącznie działania wojenne. W większości pozostali na obczyźnie pozbawieni możliwości powrotu do domu. Dom ich pozostał w sowieckim zaborze.
Józef Szczerepa przeszedł do służby w Wydziale Kultury i Prasy Korpusu, następnie do sztabu „Claims and Hirengs" - roszczeń i wynajmu. Po wojnie osiadł w Anglii z Jacusiem. Także teściowie z córką Haliną pozostali w Anglii.
Jan Szczerepa wrócił do żony i do Jędrusia, osiedlił się na Ziemiach Odzyskanych. Zaszył się początkowo na wsi w powiecie Sławno na Pomorzu Zachodnim. Nawet tu nie uniknął inwigilacji! Zaszyty w głuchej wsi był zapraszany na odczyty, kontrolowane przez ubeków. Była to zwykła prowokacja. Po kilka dni był przetrzymywany w areszcie UB, aż żona rozgłosiła, że jedzie do Warszawy, gdzie ma znajomego we władzach i wyjechała do siostry. Po kilku dniach wróciła i od tego czasu zaprzestano inwigilacji.
Następnie przeniósł się do powiatu Lwówek na Dolnym Śląsku. W 1948 roku w grudniu urodził się drugi syn Wojciech, a rok później trzeci Jan. 
Jeszcze później, gdy Jędruś po maturze zwiał na zachód, o czym doniosło Radio Wolna Europa, Jan był przesłuchiwany, ale przyszła „polska odwilż" i skończyło się.
Pragnął uchronić od zapomnienia i zachować dla potomnych pamięć o żołnierzach pełnych męstwa i ofiarności w wykonywaniu powierzonych im zadań, za ich najwyższe cnoty okupione obficie krwią, kalectwem, a nawet życiem. Uważał to za swój patriotyczny obowiązek.
Stefan Szczerepa zmarł w 1990 roku w Słupsku, Józef Szczerepa zmarł na początku 1993 roku w Anglii, Jan Szczerepa zmarł w Kleczy koło Wlenia na Dolnym Śląsku 19 kwietnia 1993 roku.
Nawet w tak licznej rodzinie, w której każdy odznaczał się patriotyzmem i służbą dla Ojczyzny, przeszedł piekło więzień sowieckich i zesłania na Sybirze, udziałem w walca o niepodległość Polski - Jan Szczerepa wyróżniał się szczególnie w miłości rodziny i Ojczyzny, w wiernej służbie w Wojsku Polskim w wojnie z Niemcami i pracą w wychowywaniu młodzieży polskiej. To była Jego miłość.

                              Antoni Szczepaniuk

 

 

W 1936 roku rodzice posłali mnie do ekskluzywnej szkoły im. dra Jana Niemca.
W pierwszej klasie było 14 uczniów, w tym troje Żydów. Moja Mama zapisała jakby kronikę klasy, która przepadła w zawierusze wojennej. Zapamiętałem tylko syna właściciela fabryki mebli Wojtka Prugara i Adię Patejdla syna profesora gramatyki Uniwersytetu Jana Kazimierza, autora książeczki o naszej „szkole na słonecznym, wzgórzu" wywiezionego z rodziną na Sybir oraz koleżanki Krystynę Kaczmarz i Lili Werner, która być może została zamordowana w czasie wojny przez Niemców. Rok niżej chodził Władek Zalewski, syn właściciela „fabryki" najlepszych w Polsce ciastek. W 1938 roku w lecie rodzice zamieszkali na Kolonii Profesorskiej na górnym Łyczakowie przy ulicy Ptaśnika nr 11. Na przeciw naszych okien (nr 2) mieszkał dużo starszy ode mnie Staszek Krzaklewski. Pod numerem 25 mieszkał adwokat Juliusz Bogner, miał syna Jerzyka młodszego ode mnie o rok. W tym samym domu mieszkał Antek Szczepaniuk starszy ode mnie o półtora roku. Po krótkim czasie jego rodzina przeniosła się na Górną do tańszego mieszkania. Jego ojczym był listonoszem. Antek miał przyrodnią dużo młodszą siostrę. Bawiłem się z Jerzykiem i Antkiem, ale do szkoły poszedłem na Sakramentek.
Znowu była to szkoła ekskluzywna, nauczyciele posiadali doktoraty. Była to szkoła powszechna stopnia III (szkoła ćwiczeń) I Państwowego Liceum Pedagogicznego. Opiekunem klasy był dr Tadeusz Witwicki, do pierwszej Komunii Świętej przygotował nas ks. dr Stanisław Bizuń autor książki pod tytułem: „Historia Krzyżem Znaczona", nasza fotografia znajduje się na stronie 349. Na odwrocie fotografii ręka mojej Mamy zapisała nazwiska. Kierownikiem szkoły był Józef Romanowski.
W 1939 roku wybuchła wojna, pod okupacją sowiecką za „pierwszych" Moskali obowiązywała rejonizacja. Poszedłem do batiarskiej szkoły Zimorowicza, chodziłem do tej samej klasy z Antkiem Szczepaniukiem. Cofnięto nas o jedną klasę, ponieważ w Związku Sowieckim był „wyższy poziom".
W 1941 roku do Lwowa wkroczyli Niemcy, spotkaliśmy się nasza trójka w piątej klasie w szkole u Braci Zmartwychwstańców, opiekunem klasy był J. Czemerys, a kierownikiem szkoły był Józef Romanowski.
Śmieszne było świadectwo ukończenia klasy. Każdy uczeń na kartce papieru napisał sam sobie świadectwo ukończenia klasy, a wychowawca tylko podpisał. Moim Rodzicom zapaliła się ziemia pod nogami, musieliśmy uciekać ze Lwowa. Dostałem zaświadczenie szkolne, żebym mógł być przyjęty do innej szkoły.
Byliśmy bardzo rozwinięci politycznie, każdy z nas był gdzieś zaangażowany, Antek też.
Do szóstej klasy chodziłem w Nałęczowie, ale po roku, jak się uspokoiło wróciliśmy do Lwowa.
Zamieszkaliśmy w mieszkaniu  siostry Mamy przy ulicy Rewakowicza 15. Pod numerem 9 mieszkała dr  Aleksiewiczowa, zesłana za „drugich" Moskali do Donbasu, gdzie zakończyła życie. (matka Andrzeja prof. uniwersytetu w Poznaniu).
W siódmej klasie znowu spotkaliśmy się w komplecie w szkole ‚Za zbrojownią". Opiekunem klasy był J. Chruściel, kierownikiem Mieczysław Opałek ojciec Bolesława. 
A potem Antek poszedł do szkoły ślusarskiej, a ja do handlówki. Pamiętam egzamin wstępny, było dyktando: „w ogrodzie rośli marchewki i pietruszki". Ale już zmieniła się okupacja. 
Za „drugich" Moskali poszliśmy do ósmej klasy średniej szkoły nr 12 koło Głuchoniemych na Łyczakowie.
Do klasy wszedł dyrektor Ukrainiec i powiedział rzecz jasna po polsku: „jeśli ktoś nie umie algebry, niech idzie do klasy niżej. Więc nasza trójka poszła do klasy siódmej. Otwierają się drzwi, wchodzi dyrektor i mówi: „jeśli ktoś nie umie algebry, niech idzie do klasy szóstej". Co on z nas robi wariata - powiedziałem i wróciłem do klasy ósmej, Antek został w klasie siódmej, a Ostrowski poszedł do szóstej. Tak się rozeszły nasze drogi.
Ja oczywiście nie miałem pojęcia o algebrze, i tak doszło do półrocza. Tragedia. Zostałem oddany pod opiekę Mieczysława Czuchnowskiego, klasowego poetę, który mnie błyskawicznie nauczył algebry od podstaw i na koniec roku zdałem celująco. Wyniki z egzaminu są na świadectwie zapisane odrębnie.
W tym czasie został aresztowany przez NKWD Józef Romanowski i ślad po nim zaginął.
We Lwowie ukończyłem IX klasę.
Nastąpiło wysiedlanie ze Lwowa. W Związku Patriotów Polskich (organizacja Wandy Wasilewskiej) wydawano nam fałszywe świadectwa mające służyć do przyjęcia nas do szkół polskich. Przyniosłem do domu świadectwo ukończenia I klasy liceum humanistycznego, a Mama mówi: „czyś ty zwariował? idź i powiedz, że ty jesteś matematyk". Na drugi dzień poszedłem i powiedziałem o co chodzi. Dostałem świadectwo ukończenia I klasy liceum matematyczno fizycznego, a nauczyciel wypisujący świadectwa powiedział: „weź sobie oba, może się namyślisz, które będzie ci lepiej pasowało".
Wysiedliśmy w Przeworsku, bo po co daleko jechać, za dwa miesiące będziemy wracać. Tymczasem minęło 61 lat.
W 1948 roku po wielkich kłopotach z nauczycielami nie tolerującymi niepoprawnej polszczyzny i mojego lwowskiego akcentu, zdałem maturę, ale nieco wcześniej w kwietniu odnalazł mnie w Jeleniej Górze ksiądz dr Józef Nęcek. Natychmiast pojechałem do Niego do Wrocławia.
Opowiedział mi wtedy o działalności Antka w WiN, o tragicznej śmierci Antka Szczepaniuka, o tym jak został wyrzucony przez okno z trzeciego piętra podczas przesłuchania na UB. Ksiądz celebrował mszę żałobną i odprowadził Antka na cmentarz, dziś już nie pamiętam na który.
Tak zginął niebezpieczny dla tak zwanej Ludowej Ojczyzny młody człowiek, który dopiero zaczynał wchodzić w dorosłe życie.
Nie ma Antka w żadnej publikacji, na żadnej liście ofiar zbrodni ubowskiej. Chociaż w ten sposób chcę utwalić pamięć o tym żołnierzu AK i WiN, zawsze wiernym Zawsze Wiernemu Miastu.

 
 
  Dzisiaj stronę odwiedziło już 4 odwiedzający (6 wejścia) tutaj!  
 
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja